Duchowny, który na co dzień pomaga nieuleczalnie chorym, sam walczy z glejakiem. Teraz znów trafił do szpitala, a jego życie jest zagrożone. Katolickie portale apelują o modlitwę w intencji księdza Kaczkowskiego.
W ostatnich dniach duchowny miał wziąć udział w spotkaniu autorskim z czytelnikami w Pruszczu Gdańskim. Nie dotarł na nie, bo lekarze zabronili mu podróży.
Ksiądz Kaczkowski zmaga się obecnie z nawrotem choroby. Przyjmuje kolejną chemię. W Pruszczu Gdańskim czytelnicy i sympatycy księdza na miejscu dowiedzieli się o pogorszeniu jego stanu i wszyscy przez dłuższą chwilę się modlili za duchownego. - Ks. Jan niejednokrotnie przyjmował chemię, na którą bardzo różnie reagował, czasami bardzo dobrze, innym razem gorzej. Tym razem mamy do czynienia z drugim przypadkiem. Miejmy nadzieję, że to jedynie chwilowa niedyspozycja – powiedział portalowi deon.pl jeden z pracowników puckiego hospicjum.
Sam ks. Kaczkowski o swoje chorobie pisze w swojej książce „Grunt pod nogami". - To, co się dzieje w tej mojej bańce, w mojej głowie, uważam za cud pełzający. Dokładnie taki, jakiego doświadczyła kobieta uleczona przez Chrystusa z krwotoku. Można powiedzieć, że pełzniemy sobie we trójkę: Pan Bóg, glejak i ja. I oby jak najdalej.
I dodaje, że cieszy się z tego pełzającego cudu. Dlaczego? „Ponieważ gdyby Pan Bóg potrzebował cudu spektakularnego dla zbawienia mojego, innych ludzi lub — jak to się ładnie w dawnym języku mówiło — ku pożytkowi Kościoła świętego, to On by go dokonał. Widać taki spektakularny cud jest Mu niepotrzebny na razie".