Piątkowe spotkanie Andrzeja Dudy i Antoniego Macierewicza to doskonała okazja do tego, by opinia publiczna poznała motywacje ministra obrony narodowej w wielu ważnych dla polskiej obronności sprawach.
Zwierzchnik Sił Zbrojnych nie tylko zaspokoi swoją ciekawość, nie tylko będzie miał szansę na to, by zrealizować swe konstytucyjne uprawnienia dotyczące nadzoru nad wojskiem, ale będzie mógł również zapytać o przyczyny rozmaitych decyzji. Na przykład tej dotyczącej ograniczenia udziału polskich żołnierzy w Eurokorpusie.
Z naszych informacji wynika, że decyzja ta wywołała sporą konsternację w obozie władzy. Jest bowiem całkowicie sprzeczna z deklaracjami prezesa Prawa i Sprawiedliwości dotyczącymi rozwoju potencjału militarnego Europy. Ale poważniejszy problem polega na tym, że pozostaje też w całkowitej sprzeczności z prowadzoną przez Polskę strategią dyplomatyczną.
Zarówno ośrodek prezydencki, jak i resort dyplomacji w ostatnich miesiącach poświęciły wiele uwagi wzmocnieniu polskiego bezpieczeństwa. Nie tylko przed szczytem NATO w Warszawie, ale również później – gdy potrzebna jest polityczna wola, by ogólne deklaracje przyjęte przez prezydentów i premierów przekuć na konkrety. Nasza polityka bezpieczeństwa miała więc dwa filary.
Pierwszy dotyczył pojęcia „solidarność". Przekonywaliśmy naszych partnerów, że sytuacja wymaga tego, by reagować na zagrożenia solidarnie. A zatem gdy zagrożona jest wschodnia flanka, reagujemy wspólnie. Gdy pojawia się zagrożenie w innym miejscu albo gdy wspólnie realizowana jest jakaś misja UE i NATO, posyłamy tam nasze siły. Tymczasem decyzja o tym, iż w Eurokorpusie zostanie raptem kilku oficerów, oznacza, że nasz wkład we wspólną obronność będzie iluzoryczny.