Rzeczpospolita: Pod pana dowództwem po raz pierwszy została użyta natowska szpica – siły szybkiego reagowania sojuszu, które mają przyjść z pomocą Polsce i innym krajom w razie nagłego zagrożenia ze strony Rosji. Ile czasu zajęło hiszpańskim wojskom dotarcie tu z kraju?
Generał Francisco Javier Varela: Mamy już tu pewne doświadczenie, podobne operacje logistyczne organizowaliśmy wielokrotnie, w tym w Iraku. 475 wozów bojowych i 70 kontenerów sprzętu przypłynęło z Vigo do Szczecina statkiem transportowym „Morning Celesta" w cztery dni, a więc poniżej pięciodniowego limitu ustanowionego przez NATO. A i ten czas moglibyśmy jeszcze skrócić. Jednocześnie blisko 1300 żołnierzy, głównie z Brygady Lekkiej Kawalerii Powietrznodesantowej „Galicia", przerzuciliśmy samolotami do Wrocławia. Potrzebowaliśmy dodatkowo trzech dni, aby dotrzeć do poligonu w Żaganiu, ale głównie z uwagi na ograniczenia narzucone przez polskie władze, które dopuszczają jedynie przejazd kolumn 20 pojazdów, aby nie ograniczać ruchu cywilnego. W warunkach bojowych takie ograniczenie by nie obowiązywało. Hiszpania jest gotowa w razie konieczności wysłać do Polski dodatkowe dwie brygady szybkiego reagowania. Od momentu wydania rozkazu przez NATO całość naszego wsparcia byłaby na miejscu najdalej w 14 dni.
To nie za długo? Amerykańska Rand Corporation twierdzi, że Rosjanie są w stanie opanować kraje bałtyckie i znaczną część Polski w trzy dni.
Zadaniem naszych oddziałów jest odstraszenie wroga. W przypadku kryzysu, gdy wyczerpią się środki dyplomatyczne i gospodarcze zapobieżenia konfliktowi, dowództwo NATO z pewnością dojdzie do wniosku, że należy prewencyjnie wzmocnić obecność wojsk sojuszniczych, w tym przypadku w Polsce. Ćwiczenia, które w ostatnich tygodniach przeprowadzaliśmy w Polsce, mają przypomnieć ewentualnemu wrogowi, że atak na jeden kraj sojuszu oznacza wojnę z pozostałymi 27 państwami NATO. Właśnie dlatego poza Hiszpanami ćwiczymy tu z Brytyjczykami, Polakami, Amerykanami. Ze względu na koszty (za operację płaci Hiszpania) przybyła nas tu ograniczona liczba, ale przecież szpica jest tylko pierwszym elementem znacznie większych, 40-tysięcznych oddziałów szybkiego reagowania NATO.
Czy jednak nie byłoby lepiej, gdyby na terenie Polski znajdowały się od razu stałe bazy NATO, jak tego od lat domagają się władze w Warszawie?