Rzeczpospolita: W ocenie Brukseli praworządność w Polsce wciąż jest zagrożona. Wizyty w Warszawie sekretarza generalnego Rady Europy Thorbjorna Jaglanda oraz wiceszefa KE Fransa Timmermansa nie zmieniły krytycznej oceny działań rządu. Jak Pan myśli dlaczego?
Konrad Szymański, wiceszef MSZ: Myślę, że nie można mieć zbyt dalekich oczekiwań od jednej tury intensywnych spotkań. Nie ma wątpliwości, że istnieje poważna różnica zdań, tak w Polsce jak i w Europie, co do tego, w jaki sposób patrzeć na rozwój wypadków. Zarówno pod względem zmian w ustroju Trybunału Konstytucyjnego, kwestii procesu nominacji sędziowskich, czy arbitralnego zlekceważenia przez TK ustawy grudniowej, co doprowadziło nas do patowej sytuacji w obszarze publikacji. Ważne jest jednak, aby te rozmowy toczyły się w sposób uporządkowany, gdyż dotyczą skomplikowanych kwestii prawnych. W tym sensie myślę, że zarówno sekretarz Jagland jak i wiceprzewodniczący Timmermans mogli zobaczyć z naszej strony jedną ważną rzecz, co potwierdzili zresztą publicznie. Mianowicie, że polski rząd i Sejm mają wolę poszukiwania kompromisu, który w naszym przekonaniu wymaga kreatywnych i nowych rozwiązań. To już jest coś.
Ale czy to cokolwiek zmienia ws. Trybunału i relacji polskiego rządu z Brukselą?
Oczywiście, że nie zmienia to nic, jeśli chodzi o odpowiedzialność polskich polityków za wypracowanie kompromisu. Tego nikt za nas nie zrobi. Natomiast nasze relacje z Brukselą oparte są o dziesiątki toczących się spraw, w których Polska jest potrzebnym i odpowiedzialnym partnerem. Udowodniliśmy to chociażby przy negocjacjach porozumienia z Londynem, czy ostatnio z Turcją.
Lecz spór o Trybunał trwa już dość długo, a końca nie widać. Zdaniem Brukseli, punktem wyjścia do kompromisu jest publikacja wyroku z 9 marca.