Wstydliwa prawda o wypadku premier Beaty Szydło

Zastępczy kierowca w limuzynie i znikający świadkowie. Co naprawdę wydarzyło się w Oświęcimiu? - pisaliśmy w Rzeczpospolitej 12.02.2017. Przypominamy ten tekst nie bez powodu - Rzeczpospolita była bowiem najczęściej cytowanym medium w Polsce w 2017 roku

Aktualizacja: 01.02.2018 07:25 Publikacja: 31.01.2018 23:01

Do wypadku premier Beaty Szydło doszło w Oświęcimiu w miniony piątek. Premier jechała z lotniska w K

Do wypadku premier Beaty Szydło doszło w Oświęcimiu w miniony piątek. Premier jechała z lotniska w Krakowie do domu.

Foto: PAP, Andrzej Grygiel

Czytaj także komentarz Bogusława Chraboty: „Rzeczpospolita” liderem opinii za 2017 rok

Czytaj także tekst: „Rzeczpospolita” liderem opiniotwórczych mediów

W oficjalnej wersji wydarzeń na temat wypadku Beaty Szydło, jaką podają BOR, policja i MSWiA, jest pełno niejasności. Kraksę miał spowodować 21-latek jadący seicento, który chciał skręcić w lewo z głównej drogi, a nie zauważył kolumny – trzech aut BOR. W środkowym, pancernym audi A8 jechała premier Szydło do domu pod Brzeszczami. Kierowca limuzyny, by ominąć fiata, odbił w bok i uderzył w drzewo. Zdaniem szefa policji sprawca trzy godziny po zdarzeniu na komisariacie przyznał się do winy, „a trzech świadków potwierdziło, że słyszało sygnały dźwiękowe" rządowej kolumny.

Sprawa sygnału dźwiękowego jest kluczowa. Przepisy są jednoznaczne. – Jeśli były tylko koguty bez dźwięku, to nie jest to kolumna uprzywilejowana i obowiązują ją standardowe zasady ruchu drogowego. To oznacza, że BOR-owcy jadący z premier nie mieli prawa wyprzedzać skręcającego fiata, i to na podwójnej ciągłej. I wina jest ich, a nie chłopaka – twierdzi wysoko postawiony policjant.

Czytaj więcej:

Tymczasem policja nie ma twardego dowodu w kwestii dźwięku. Przesłuchani funkcjonariusze BOR (11 osób) zapewniają, że dźwięk włączono. Postronni świadkowie nie są już tego pewni. Do niedzieli przesłuchano sześć osób, które były w rejonie wypadku. Trzy potwierdziły wersję BOR.

Policja jako jednego z kluczowych świadków wskazuje kierowcę, który tankował paliwo na pobliskiej stacji benzynowej, ale nie wie, czy za fiatem ktoś jechał. – Prawdopodobnie tak, ale na razie nie ustaliliśmy tego samochodu ani kierowcy – mówi Sebastian Gleń, rzecznik małopolskiej policji.

Czytaj więcej:

Z kolei Paweł Wodniak, redaktor naczelny portalu Fakty Oświęcim, obecny na miejscu tuż po zdarzeniu, twierdzi, że za seicento jechały co najmniej dwa samochody.

– Z przekazów osób, z którymi rozmawiałem, wynika, że nikt z kierowcami tych aut nie rozmawiał, odjechały, zanim na miejsce przyjechali policjanci, wygląda na to, że ktoś im na to pozwolił. Po wypadku pierwsi zabezpieczali teren funkcjonariusze BOR – wyjaśnia nam Wodniak.

Czytaj więcej:

Z jego ustaleń wynika, że kolumna poruszała się bez sygnałów dźwiękowych, jedynie „na błyskach". – Dźwięki miały być włączane na krótko, przy wjeździe na rondo – opowiada dziennikarz.

– To norma. Na prośbę pani premier chłopaki wyłączają dźwięk na tej trasie – potwierdza nam jeden z funkcjonariuszy BOR.

Czytaj więcej:

Ustalenie, czy włączono dźwięk, będzie trudne, bo wszyscy świadkowie, do których dotarł dziennikarz, podkreślają, że tym, co się dzieje, zainteresowali się dopiero po wypadku, gdy słychać było m.in. syreny karetek.

Dlaczego policja bez opinii biegłych z zakresu ruchu drogowego zdecydowała się postawić kierowcy seicento zarzuty spowodowania wypadku w trybie art. 308 § 2 (to specjalny tryb)?

Czytaj więcej:

– W trybie art. 308 k.p.k. osobie podejrzewanej policja może przedstawić zarzut. W ten sposób weryfikuje to, co mówi kierowca, zanim akta sprawy dostarczy prokuratorowi – mówi prok. Janusz Hnatko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

A tryb zastosowano ze względu na osobę premier uczestniczącą w wypadku. – Chodziło o to, żeby zebrać na gorąco jak najwięcej informacji, w tym zabezpieczyć dowody z miejsca zdarzenia, ustalić i przesłuchać świadków, którzy zaraz po wypadku więcej pamiętają – przekonuje Sebastian Gleń.

Wysokiej rangi funkcjonariusz policji: – Bzdury. Chłopaka należało przesłuchać na miejscu, zrobić notatkę i sprawę oddać prokuraturze. Wygląda na to, że chodziło o to, by w świat poszła informacja, kto jest sprawcą, a kto ofiarą – ocenia.

Policja twierdzi, że postawiła zarzuty kierowcy fiata, ponieważ zgromadzony materiał „wysoce uprawdopodabniał", że jest on winny spowodowania wypadku. – Zarzut, jaki postawiła kierowcy fiata policja, dla prokuratora nie jest wiążący – twierdzi jednak prokurator.

Jak powiedział nam Borys Budka, poseł PO i były minister sprawiedliwości, który w sobotę rozmawiał z 21-letnim Sebastianem i jego matką, „chłopak nie przyznał się do winy", choć taką informację przekazała mediom policja.

– Jak i do tego, że miał słuchać muzyki w samochodzie, więc nie słyszał syren. O tym dowiedział się z telewizji – mówi Budka. W protokole brakuje jednak zeznań kierowcy.

To nie koniec wątpliwości. – Monitoring ze stacji Orlenu zabezpieczono w sobotę około 14, dopiero kilkanaście godzin po zdarzeniu – uważa Paweł Wodniak i dodaje, że po wypadku na miejsce zjechało się około 70 policjantów z Oświęcimia, Wadowic i komendy wojewódzkiej. – Tam był chaos, oni zadeptywali ślady – zaznacza.

Wątpliwości dotyczą też prędkości, z jaką jechała premier. Biegli we wstępnej opinii stwierdzili, że audi uderzyło w drzewo z prędkością 50–60 kilometrów na godzinę. Dlaczego pancerna limuzyna ma więc poważnie zniszczony przód? – Bo uderzyła w stałą przeszkodę – twierdzą śledczy.

Ale tu pojawia się kolejna niejasność. Jak ustaliła „Rzeczpospolita", premier Beata Szydło w piątkowy wieczór przyleciała z Warszawy do Krakowa wojskowym samolotem, gdzie przesiadła się do samochodu. O której godzinie? Nie wiadomo. Jej podania odmówili nam ppłk Marek Pietrzak z Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych oraz Rafał Bochenek, rzecznik rządu. Wiadomo jednak, że kierowca audi pani premier rozpoczął służbę o godz. 18 (mówił o tym szef MSWiA Mariusz Błaszczak), a wypadek zdarzył się o godz. 18.37. Z Balic do Oświęcimia jest 55 kilometrów. To oznacza, że kolumna jechała ponad 100 km na godzinę.

Choć MSWiA zapewnia, że kierowca premier Szydło „odbył szkolenie na tym modelu samochodu", okazuje się, że i tu resort nie powiedział całej prawdy – nie miał praktycznie żadnego doświadczenia w prowadzeniu takiego pancernego auta. Jak ustaliliśmy, przez pięć lat prezydentury Bronisława Komorowskiego jeździł wyłącznie pojazdami ochronnymi, a wcześniej ochraniał obiekty rządowe. Trzech głównych kierowców pani premier miało tego dnia wolne.

Rząd ukrywa też całą prawdę o zdrowiu pani premier. Jak się dowiedzieliśmy, Beata Szydło ma pękniętą kość strzałkową w nodze. Szef ochrony Piotr G. – złamanie otwarte nogi i miednicy.

 

 

Polityka
Tusk: Przyszłość Europy zależy od wyborów w USA? W pierwszej kolejności od nas
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Polityka
Siemoniak: Macierewicz? Osobnik groźny nie tylko dla bezpieczeństwa narodowego
Polityka
Kancelaria Prezydenta planuje remont Belwederu. Koszt? Miliony
Polityka
Antoni Macierewicz może stracić prawo jazdy? "Wszczęto czynności wyjaśniające"
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Polityka
Wybory prezydenckie. Sondaż: Polacy ocenili Przemysława Czarnka jako kandydata PiS