Udział w szczycie w Brukseli był pierwszym zagranicznym wyjazdem Mateusza Morawieckiego w roli premiera. Szef rządu opuścił szczyt unijny w Brukseli przed jego zakończeniem. Premier wyjaśnił w rozmowie z dziennikarzami, że jego wcześniejszy powrót ze szczytu UE w Brukseli do kraju jest podyktowany spotkaniami w kancelarii premiera oraz "kilkoma pilnymi i tajnymi dokumentami", które na niego czekają.
- Tak się nie zachowuje premier poważnego kraju europejskiego - skomentował ten wyjazd Robert Biedroń. - To świadczy o pewnej niedojrzałości, jeśli chodzi o uprawianie polityki - dodał.
Jego zdaniem zmiana na stanowisku premiera nie przyczyni się do "ocieplenia" wizerunku Polski w Unii Europejskiej. - Być może premier Morawiecki zna język angielski, ale w Brukseli jest potrzebny język wartości unijnych, którego kompletnie nie zna i nikt w PiS-ie tego języka nie zna - ocenił prezydent Słupska.
- Zresztą dzisiaj po reakcjach Angeli Merkel i Emmanuela Macrona widać, że oni zamierzają uruchomić tę procedurę "atomową", artykuł 7., na pewno poprą (...) i całe szczęście, bo Unia Europejska to także katalog pewnych wartości, których dzisiaj Polska nie przestrzega. I Polska powinna przynajmniej zostać wezwana do tego, żeby zweryfikować swoją politykę. Ale jeżeli Morawiecki będzie trzaskał drzwiami, obrażał się, wyjeżdżał z tak ważnego spotkania, jak szczyt UE, to niestety niczego w tej Brukseli nie załatwimy - mówił Biedroń.
- Jeżeli ktoś nie prowadzi tej polityki dyplomacji, nie robi tego zgodnie z pewnymi regułami, to będzie ponosił tego konsekwencje. I szkoda, że te konsekwencje tak naprawdę na koniec nie poniesie pan premier Morawiecki, który, jak wiemy, finansowo całkiem nieźle sobie poradzi; w każdej chwili może uciec na Kajmany i tam sobie żyć, tylko ja, pani, państwo poniesiecie te konsekwencje tej zlej polityki, bo w przyszłym roku, jak przyjdzie do negocjacji, to pozycja Polski jest bardzo słaba, trzeba pamiętać, że budżet UE będzie dużo mniejszy, niż ten, który jest dzisiaj - dodał.