Najważniejsze wątki środowej konferencji to propozycja uznania „lidera opozycji" za instytucję cieszącą się własnymi przywilejami i wprowadzenie możliwości przygotowania co piątego posiedzenia obrad przez opozycję, „żeby element pozytywnej krytyki mógł być spokojnie prezentowany" – jak mówił prezes PiS. Warunkiem wprowadzenia takich rozwiązań ma być „powrót do normalnej pracy parlamentu". Reszta wystąpień była tłem dla Jarosława Kaczyńskiego.
Premier Beata Szydło tradycyjnie chwaliła się osiągnięciami rządu, marszałek Sejmu Marek Kuchciński odczytał zapewnienia, że w Sejmie wszystko przebiegało od piątku zgodnie z prawem, a podczas głosowań na Sali Kolumnowej było kworum. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski zapewniał, że „nikt nie chciał ograniczać mediom dostępu do Sejmu", a szef klubu PiS Ryszard Terlecki zapowiedział, że partia rządząca jest „otwarta na rozmowy i współpracę z tymi posłami i senatorami, którzy nie chcą uczestniczyć w wywoływanych tam awanturach czy przypadkach naruszania regulaminu i prawa".
Opozycja jest sceptyczna. Ustępować nie zamierza i pozostaje na sali plenarnej Sejmu. – Niewiele się zmieniło po tej konferencji – mówi „Rzeczpospolitej" Sławomir Neumann, szef klubu PO. – Marek Kuchciński, twórca tego konfliktu, siedział obok Kaczyńskiego i czytał z kartki, że wszystko gra. A nie gra – mówił.
Na czwartek po południu PO zaplanowała posiedzenie klubu parlamentarnego.
Paragraf się znajdzie
Choć prezes PiS zapewniał, że pojawił się na konferencji „z wyciągniętą ręką", w jego wystąpieniu nie zabrakło twardych akcentów. – Działamy powściągliwie – mówił Kaczyński. – Ale chcemy, żeby opozycja uznała, że prawo obowiązuje, że mu podlega, także prawu karnemu. Odbieranie wolności czy możliwości poruszania się to są przestępstwa – podkreślał.