Dzisiaj Polacy wydają się być zadowoleni z grubości swoich portfeli, co przekłada się na poparcie dla PiS.
Jeśli polska gospodarka rośnie od 1992 roku i ani razu nie cofnęła się, to i portfele są coraz grubsze. Dzisiejszy wzrost jest na dobrym poziomie, i choć np. Czechy i Rumunia rosną szybciej, to i tak jest to dobry powód do szampana i fajerwerków.
Skąd ten wzrost?
Dzięki konsumpcji i eksportowi. Tyle, że konsumpcja nie tworzy nowych mocy wytwórczych a eksport ściśle zależy od zagranicy. Bardzo słabo rosną inwestycje i dlatego niepokoi nas przyszły potencjał gospodarczy Polski. Wzrost PKB w długim okresie to suma stóp przyrostu siły roboczej i wzrostu wydajności, produktywności. Pracujących nam ubywa - nie tylko mamy problem demograficzny, ale też ubywa pracowników ze względu na obniżenie wieku emerytalnego, program 500+ i emigrację. Aby rosła wydajność potrzebne są inwestycje w nowe maszyny, nowe technologie, w wynalazki. A za kadencji ministra Morawieckiego inwestycje nam marnieją jak nigdy w przeszłości.
Dlaczego?
Dlatego, że regulacje w Polsce są nieprzewidywalne, wprowadzane z dnia na dzień, w klimacie, który jest bardzo zniechęcający dla inwestorów. Skończy się to niestety inflacją i wejściem na ścieżkę niskiego, 2 procentowego wzrostu. Przestaniemy doganiać bogatych bo oni też rosną w tym tempie. Przestaną rosnąć dochody, utkniemy w pułapce średniego dochodu. I o tym mocno powinna mówić opozycja.