Zachód dopiero teraz odkrywa z przerażeniem, że nowa rosyjska cyberbroń zagraża jego interesom. W Wielkiej Brytanii parlament chce ustalić, jak bardzo Moskwa wpłynęła na wynik referendum w sprawie brexitu w czerwcu ub.r. – Mam proste przesłanie do Rosji: wiemy, co robicie. Nie wygracie – ostrzega premier Theresa May.
Rząd Hiszpanii właśnie zrozumiał, że to Moskwa stoi za propagandą w internecie, która przekonała znaczną część światowej opinii publicznej do racji katalońskich nacjonalistów. W USA prokurator Robert Mueller kończy śledztwo w sprawie udziału Rosji w zwycięstwie Donalda Trumpa poprzez propagowanie w internecie czarnego obrazu Hillary Clinton. To samo przeżyli Francuzi, gdy w maju Pałac Elizejski próbowała zdobyć Marine Le Pen.
– To dopiero początek. W tej konfrontacji będzie coraz więcej brudnych zagrywek – mówi „Rz" Alexander Rahr, jeden z niewielu zachodnich ekspertów mających dostęp do najbliższych współpracowników Władimira Putina.
Strategia Rosji w cyberprzestrzeni opiera się na dwóch filarach. Z jednej strony przez media społecznościowe, liderów opinii, zaprzyjaźnione portale Kreml rozpowszechnia fałszywe informacje. Z drugiej rosyjscy hakerzy przejmują strategiczne informacje, a nawet próbują sparaliżować kluczową dla bezpieczeństwa państwa infrastrukturę.
– Potencjał Rosji w cyberprzestrzeni jest porównywalny z możliwościami USA i Chin. Do tego Moskwa nie potrzebuje silnej gospodarki, może się oprzeć na znakomitych technologiach informatycznych. I wykorzystać je w sposób, na który nie pozwolą sobie kraje demokratyczne – mówi „Rz" Samuel Charap, specjalista ds. Rosji w powiązanej z amerykańską armią Rand Corporation.