W porównaniu z zapowiedziami – tak.
Tylko w Polsce, i to wśród części starej kadry dominuje krytykanctwo wobec WOT. No może jeszcze w Rosji... Nasi sojusznicy z NATO i z USA są pod ogromnym wrażeniem dynamizmu rozwoju polskiej armii i realizacji programu Wojsk Obrony Terytorialnej. Zaprzysiężonych, przećwiczonych, uformowanych w trzech brygadach na wschodzie mamy już ponad 6 tysięcy żołnierzy i do końca roku będzie to ponad 7 tysięcy. Dalsze trzy brygady kończą etap formowania. Nigdy i nigdzie w czasie pokoju nie powstała tak szybko nowa formacja! Dla świata wojskowego to jest błyskawiczne działanie. Raczej się spotykam z dużym zainteresowaniem i pełną akceptacją w tej sprawie.
A nie słyszał pan określenia „wojska Antoniego Macierewicza"?
Słyszałem i dziękuję za komplement. Żałuję tylko, że znaleźli się oficerowie i politycy tak nierozsądni, że zwalczają wspólnie z propagandą rosyjską formację, którą jednocześnie wszyscy analitycy NATO uważają za wielkie osiągnięcie Polski. Radzę im, by się zastanowili – komu bardziej zależy na sile polskiej armii: generałom J. Mattisowi, B. Hodgesowi, M. Breedlove'owi czy propagandystom Putina? Bo krytycy wojsk terytorialnych wspierają raczej propagandę Rusia Today, Sputnika czy „Izwiestii"!
Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział podczas obchodów ostatniej miesięcznicy smoleńskiej, że na wiosnę albo poznamy przyczyny katastrofy albo to, dlaczego tych przyczyn nie da się ustalić. Czy oznacza to koniec prac podkomisji smoleńskiej?
Komisja z pewnością opublikuje wiosną raport ukazujący przebieg wydarzeń i przyczyny tragedii smoleńskiej. Wiemy już dziś tak dużo, że mogę o tym zapewnić. Ale rzeczywiście nie będziemy dysponowali pełnym materiałem, bo np. nie ma jasności, czy prokuratura zakończy do tego czasu analizy związane z ekshumacjami. Być może też nie odzyskamy do tego czasu wraku i nie przeprowadzimy badań archeologicznych na tej części wrakowiska, która została przez Rosjan natychmiast po katastrofie zalana betonem, i której powierzchni nigdy nie badano. Nie odzyskamy też czarnych skrzynek, w tym tzw. polskiej skrzynki, której oryginał wraz z pozostałymi Rosjanie wciąż bezprawnie przetrzymują. A te dane byłyby z pewnością niezwykle wartościowe dla komisji.
To na jakich dowodach opiera się komisja?
Dokonaliśmy rekonstrukcji Tu-154 (w tym lewego skrzydła i centropłatu) i przeprowadzamy symulacje katastrofy. Odzyskaliśmy ukryte zapisy polskiej czarnej skrzynki i wykorzystujemy zapisy systemu TAWS oraz FMS dotychczas zlekceważone. Odzyskaliśmy też nieznane zdjęcia wraku i setki relacji świadków. Bardzo pomocne są zapisy dyskusji komisji Millera zawierające cenny, a ukryty później materiał dowodowy. Tak więc dowody, którymi dysponujemy, mają przesądzające znaczenie. Są jednak kwestie, nad którymi trzeba będzie pracować dłużej. To np. sprawa identyfikacji wszystkich odpowiedzialnych za tragedię. Już dziś możemy wskazać oficerów rosyjskich odpowiedzialnych za świadomie fałszywe naprowadzanie Tu-154M do lądowania. Ale to zapewne nie oni doprowadzili do eksplozji samolotu. Czy więc mogło do tego dojść na skutek awarii, przypadku? Dzięki pracy komisji wiemy np., że w 2009 r. doszło do dwóch katastrof na skutek wady technicznej silników samolotów typu Tu-154. Wiemy, że nie zbadano na tę okoliczność silników polskiej maszyny, a całą sprawę ówczesna prokuratura wojskowa, ministrowie Bogdan Klich i Tomasz Siemoniak oraz szefowie wywiadu i kontrwywiadu wojskowego skrzętnie ukryli. Być może odpowiedź na te pytania zajmie trochę więcej czasu. Ale z pewnością wiosną będziemy znali przebieg wydarzeń i bezpośrednią, techniczną przyczynę tragedii.
Co pana zdaniem dotychczas udowodnił zespół smoleński?
Komisja stwierdziła, że zarówno centrum kierowania lotami w Moskwie, jak i nawigatorzy kierujący Tu-154M w Smoleńsku świadomie naprowadzali samolot tak, by uderzył w ziemię przed pasem lotniska. Komisja wykazała, że pierwsza awaria samolotu – spadek ciśnienia 1. instalacji hydraulicznej – nastąpiła ok. 3,5 km od pasa lotniska, pierwsze szczątki samolotu spadły na ziemię ok. 40–50 m przed tzw. pancerną brzozą, która miała być przyczyną tragedii, a żebro z wnętrza skrzydła, które zwisło na gałęziach brzozy, musiało zostać wyrwane też co najmniej 50 metrów wcześniej. Precyzyjna rekonstrukcja skrzydła pozwoliła stwierdzić, że to nie uderzenie w brzozę doprowadziło do rozerwania lewego skrzydła samolotu. Zidentyfikowano też serię awarii, które nastąpiły w trakcie ostatnich 5 sekund, gdy samolot zaczął się rozpadać. Były to m.in. awarie silnika lewego, generatora, radiowysokościomierza, statecznika poziomego. Ostatnio zaś komisja bada informację odczytaną z jednego z rejestratorów lotu wskazującą na silny impuls odnotowany na zewnątrz samolotu i poprzedzający tę serię awarii – co może wskazywać na ich przyczynę. I wreszcie, komisja udowodniła, że części samolotu w miejscu ostatecznego upadku uderzyły w ziemię (zbadano lot i uderzenie lewych drzwi) z prędkością wielokrotnie przekraczającą prędkość opadania samolotu w ostatnich sekundach – jakieś więc źródło tej dodatkowej energii musiało być! Te wszystkie informacje zostały przez raport Millera ukryte i dopiero komisja je zidentyfikowała. Po ujawnieniu tych faktów w prezentacji komisji z kwietnia Aleksiej Morozow z MAK przyznał publicznie, że faktycznie samolot zaczął rozpadać się w powietrzu i że wymienione awarie nastąpiły jeszcze przed uderzeniem samolotu w ziemię. Jak więc pan widzi, jesteśmy już o krok od całościowej rekonstrukcji przebiegu tragedii. Mogła i powinna to zrobić komisja Millera, gdyby nie ukrywała prawdy i nie oddała Rosjanom np. czarnych skrzynek.
Takie są regulacje prawa międzynarodowego.
Z trudno zrozumiałych względów politycznych nie pozwolono zbadać rzeczywistego przebiegu tragedii. Jest dokument pokazujący, że część ekspertów polskich zdawała sobie z tego sprawę. To „Uwagi Rzeczpospolitej Polskiej do raportu MAK". Dokument powstał wśród członków komisji Millera późną jesienią 2010 r. i kończy się żądaniem powtórnego opracowania raportu. Rząd Donalda Tuska nigdy tego nie zrobił, a dokumentu nie opublikował, zrobiły to rodziny smoleńskie i zespół parlamentarny! A w raporcie Millera ci sami ludzie powtarzają tezy Anodiny, które kilka miesięcy wcześniej piętnowali. Pan twierdzi, że oddanie czarnych skrzynek Rosjanom to konieczność wynikająca z prawa międzynarodowego. Nieprawda. Regulacje załącznika 13 konwencji chicagowskiej stanowią, że wrak i wszystkie urządzenia, w tym czarne skrzynki, muszą zostać oddane państwu właścicielowi po opublikowaniu raportu. Donald Tusk, Jerzy Miller i Radosław Sikorski, którzy podejmowali w tej sprawie decyzję, wiedzieli o tym, gdy 31 maja 2010 roku podpisywano z Rosjanami porozumienie oddające im czarne skrzynki. Gdyby było inaczej, Rosjanom taki dokument legalizujący ich bezprawie nie byłby potrzebny. Porozumienie podpisane w imieniu ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego jasno mówi, że czarne skrzynki pozostają w Rosji do „końca postępowania sądowego" (nie prokuratorskiego!), a ostateczną decyzję podejmie Władimir Putin! Mieliśmy do czynienia ze świadomymi działaniami, które doprowadziły do przestępczych zaniechań i zafałszowań.
Czy dotychczasowe prace komisji wpłynęły na pana pogląd dotyczący katastrofy?
Tak, w istotny sposób wpłynęły one na moją świadomość co do przebiegu wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. Długo sądziłem, że nie będziemy w stanie zgromadzić materiału dowodowego wykraczającego poza wykazanie złej woli Rosjan i błędów nawigatorów smoleńskich. Dzięki pracy komisji i wybitnych naukowców tam zgromadzonych dziś jesteśmy o krok od prawdy.
Porozmawiajmy jeszcze o jednej osobie, która raczej pana nie komplementuje. Prezydent Andrzej Duda.
Pan prezydent Andrzej Duda jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych. Współpracujemy, bo mamy jeden cel – żeby polska armia była jak najsilniejsza, nowoczesna i skuteczna.
Współpracujecie?
Jak w każdej współpracy są różne problemy i różne etapy, ale chcemy współpracować i współpracujemy. Inaczej polska armia by się nie rozwijała. Krytyka czasami jest bodźcem wyzwalającym nowe siły.