Wspólnych list opozycji w wyborach samorządowych nie będzie. Na przeszkodzie stoją ambicje polityków i arytmetyczne kalkulacje. Wielu posłów myśli o kandydowaniu na prezydentów miast, a liderzy partii szukają szansy na umacnianie swoich organizacji w terenie przed wyborami parlamentarnymi. Wspólny start na razie nikomu się nie opłaca. Zdaniem posła PSL Piotra Zgorzelskiego partie zdecydowały, że każdy idzie pod własnym szyldem. Ale to się może zmienić.
– Na dziś nie ma mowy o wspólnym starcie, ale na pewno dostosujemy nasze narzędzia do reguł, które przeforsuje PiS – mówi „Rzeczpospolitej" Piotr Zgorzelski. – Jeśli rządzący zaczną majstrować przy progu wyborczym albo wprowadzą listy partyjne do sejmików, albo jedną turę głosowania. Wszystko jest możliwe – dodaje.
A czy PiS ma plan przeprowadzenia zmian w ordynacji wyborczej? – U nas to jest funkcja chwili i notowań partyjnych – mówi nam jeden z posłów partii rządzącej. – Na razie w partii panuje przekonanie, że jedna tura nie bardzo się nam opłaca.
Ale politycy opozycji czują zagrożenie. – Zarówno jednoturowe wybory, jak i większy próg zmieniają optykę – przyznaje poseł Katarzyna Lubnauer, szefowa klubu Nowoczesnej.
I dodaje: - Wbrew pohukiwaniom polityków na razie nie ma woli współpracy. Np. w Słupsku PO głosuje przeciw prezydentowi Biedroniowi, którego popiera lewica...