Do śmiertelnego wypadku posła Rafała Wójcikowskiego doszło 19 stycznia na trasie S8 nieopodal Rawy Mazowieckiej, gdy jechał do Warszawy. Z niewyjaśnionych przyczyn jego samochód uderzył w barierki energochłonne na lewym pasie. Auto odbiło się od nich i stanęło w poprzek drogi na prawym pasie. Samochód miał ominąć lewą stroną kierowca vw caddy, ale nie udało się to kierowcy forda transita, który uderzył w pojazd parlamentarzysty. Zeznawał później, że nie widział stojącego na drodze samochodu, bo był on nieoświetlony. Tymczasem nowy – odnaleziony właśnie przez śledczych – świadek twierdzi co innego.
W marcu pisaliśmy w „Rzeczpospolitej" o tym, że prokuratura poszukuje kierowcy białego tira, który tuż przed śmiercią posła zdołał ominąć jego samochód z prawej strony. Było to chwilę przed tym, zanim w auto Wójcikowskiego wjechał ford.
– Odnaleźliśmy kierowcę tego tira. Potwierdził, że widział samochód stojący na awaryjnych światłach, dostrzegł uszkodzenie auta z przodu, ale nie było nikogo na zewnątrz. Uznał, że nie ma potrzeby się zatrzymywać – mówi „Rzeczpospolitej" Krzysztof Kopania, rzecznik prokuratury.
Zeznania kierowcy tira są o tyle zaskakujące, że – o czym również pisaliśmy w „Rzeczpospolitej" – w chwili gdy ford transit uderzył w auto posła, nie było już w nim akumulatora. Znaleziono go 20 metrów dalej przy barierkach. Tymczasem eksperci twierdzą, że jeśli był prawidłowo zamontowany, to nie mógł wypaść. – Nie ma możliwości, by światła awaryjne świeciły się, jeśli nie ma w samochodzie akumulatora – mówi biegły sądowy Ryszard Ciechański. Dodaje, że Wójcikowski nie mógł też cofać pojazdem, a to wyklucza jedną z hipotez.
Prokuratura potwierdza nasze informacji o tym, że w aucie posła był uszkodzony przewód hamulcowy. – Odnotował to biegły, który badał stan techniczny auta. Uszkodzenie było między sztywnym a giętkim elementem przewodu. Odniosła się też do tego w swojej opinii Politechnika Łódzka, która nie dopatrzyła się podstaw do przyjęcia, że mogło dojść do celowego uszkodzenia. Na ten temat wypowie się też Instytut Sehna – mówi prokurator Kopania.