Ale nie mniej ważny, a może nawet ważniejszy, jest wymiar symboliczny i historyczny wydarzenia: to nawiązanie do koncepcji politycznych, m.in. Józefa Piłsudskiego. Te dawne inspiracje mają wskazywać na centralną pozycję Polski w regionie. Powinny też zrobić wrażenie na prezydencie USA Donaldzie Trumpie, ale i pokazywać przywódcom Europy Zachodniej, że Polska jest w stanie stworzyć podmiot (wciąż) europejski, który będzie umiał z nim rozmawiać (w przeciwieństwie do Zachodu).
I może właśnie dlatego, z powodów lekko antyunijnego zabarwienia spodziewanych warszawskich oświadczeń, cała koncepcja budzi tak wiele krytycyzmu, także wśród potencjalnych członków odświeżanego przez prezydenta Dudę sojuszu. Bo idea ta ma długą historię i wiele wątków. W zamyśle Piłsudskiego Międzymorze to związek czy też federacja państw połączonych myślą polityczną Polski jagiellońskiej. Dziś chodzi tu o Ukrainę, Białoruś, Litwę i Polskę. Do sojuszu należeć miałyby jeszcze „państwa trzech mórz", czyli kraje położone pomiędzy Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym (nazywano je „Morzami ABC"): Łotwa, Estonia, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia, Jugosławia. Federacja miała wzmacniać członków oraz chronić przed Rosją i Niemcami.
Wtedy, w latach tuż przed I wojną światową i zaraz po niej, Międzymorze grało rolę bardziej idei mającej dodawać tożsamości narodom Europy Środkowo-Wschodniej, niż było dojrzałą koncepcją uprawiania autonomicznej polityki. W dodatku z tą tożsamością od początku zaczęły się problemy: na wizje wynikające z Rzeczypospolitej Obojga Narodów, z obawy przed mocarstwowymi zapędami Polaków, natychmiast zaczęli się oburzać patrioci litewscy, Ukraińcy czynnie zajęli się walką o własną państwowość, także z Polakami, idea okazała się – podobnie jak dziś – nie do zaakceptowania dla Czechów... A sojusznicy z ententy też nie zapałali zachwytem do osłabiania wojennego sojusznika na Wschodzie, niezależnie od tego, czy była to jeszcze Rosja, czy też już ZSRR.
Na co więc dziś liczą rządzący, odgrzewając koncepcję, która ma wymiar przede wszystkim historyczny? Zgodnie z opinią profesora Andrzeja Gila z KUL, cytowaną przez PAP, o sukcesie szczytu będzie można mówić, jeśli „w tej przestrzeni między Niemcami a Rosją pojawi się silny gracz".
I to właśnie jest marzenie, które w czasach współczesnych nurtowało obóz niepodległościowy jeszcze od lat 70. i przyświecało części opozycji, np. KPN. Jako osoba wspierająca tę ideę wskazywany jest często Lech Kaczyński, jednak już jako prezydent stawiał on raczej na możliwość realizacji wspólnych projektów przez państwa regionu niż budowanie politycznego sojuszu np. konkurencyjnego wobec Unii Europejskiej. Jak Trójmorze odbierane będzie po czwartkowym szczycie?