Teoretycznie polityczny scenariusz powinien być prosty. Po wtorkowym, prawdopodobnie korzystnym dla Prawa i Sprawiedliwości orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie wyboru sędziów KRS, zarówno prezydent Duda, jak i większość sejmowa zyskują polityczny argument, aby przegłosować na rozpoczynającym się we wtorek posiedzeniu kontrowersyjną ustawę o KRS i zmianach w ustroju sądów powszechnych.
Ale, jak w rozmowach z „Rzeczpospolitą" przyznają politycy z obozu władzy, sprawa wcale nie jest prosta. – Nawet po orzeczeniu Trybunału nie ma jeszcze gwarancji, że głosowanie odbędzie się na tym posiedzeniu – mówi polityk PiS.
Projekty zostały co prawda wpisane do porządku obrad Sejmu, ale jak ustaliśmy, nie ma ich w tzw. czasówce, czyli nieformalnym planie pokazującym, kiedy będą rozpatrywane poszczególne punkty. A to najlepiej obrazuje niepewność, co do losów tych projektów. Chociaż oficjalnie wciąż nikt o tym nie mówi.
Reforma sądownictwa od wielu tygodni wywołuje napięcia w obozie władzy. I dlatego na dzień przed rozpoczęciem kolejnego posiedzenia Sejmu realizacja scenariusza, który jeszcze dwa tygodnie temu wydawał się pewny, nie jest wcale przesądzona. Dlaczego? W kuluarach krążą co najmniej dwie teorie dotyczące rezygnacji z głosowania nad tymi projektami.
Pierwsza z nich dotyczy rosnącej pozycji Zbigniewa Ziobry i obaw niektórych polityków wewnątrz obozu władzy, że po wprowadzeniu zmian jego polityczna siła będzie zbyt duża. To miało zdaniem niektórych naszych rozmówców przesądzić, że na poprzednim posiedzeniu w ostatniej chwili – pod pretekstem oczekiwania na wyrok TK – zdjęto z bloku głosowań te dwie ustawy. W Sejmie mówi się też o narastającym konflikcie w rządzie między ministrem Ziobrą a Mariuszem Błaszczakiem na tle m.in. sprawy Igora Stachowiaka.