Donald Tusk i Jarosław Kaczyński stanowią układ sprzężony. Środowe powitanie szefa Rady Europejskiej na dworcu, a potem ośmiogodzinne przesłuchanie w prokuraturze pokazuje działanie tego układu ze szczegółami...
Były lider PO, pełniąc swoją prestiżową funkcję europejską, jest w delikatnej sytuacji: nie może wprost angażować się w sprawy krajowe i musi uważać na każde słowo. Było to dobrze widoczne już podczas grudniowego protestu w Sejmie, kiedy wygłoszone we Wrocławiu przez Tuska emocjonalne przemówienie posłużyło PiS za pretekst do negowania jego kandydatury na szczycie UE. Ale były premier musi pamiętać także o swoim wizerunku za granicą – zbyt silne wkraczanie w polską politykę naraziłoby go na krytykę także na forum europejskim.
Jest tylko jedna sytuacja, która zarówno w kraju, jak i w UE, usprawiedliwia jego udział w wojnie PO z PiS. – Kiedy Donald Tusk jest atakowany w Polsce przez partię rządzącą, może, a nawet musi się bronić – twierdzi jeden z europejskich polityków PO. – PiS wyświadcza mu więc przysługę i pozwala zaistnieć na krajowej scenie, bo każdy widzi, że to jest polowanie na czarownice.
Rozmówca „Rzeczpospolitej" podkreśla, że ostatnie przesłuchanie było idealną okazją do upolitycznienia sporu, pokazania, że nie chodzi o jakieś nieprawidłowości czy wykroczenia, tylko o zemstę. I dodaje: – Ten protest pokazał, że Tusk ma zęby i będzie gryzł, jeśli będą go próbowali szarpać.
W interesie PiS byłoby więc zapewne wykreślenie nazwiska „Tusk" z publicznych wypowiedzi, tak by polskie media informowały o aktywności szefa RE jak najrzadziej. Tak się jednak nie stanie, bo osobista relacja między Jarosławem Kaczyńskim a byłym szefem rządu PO–PSL wykracza poza racjonalne kalkulacje. Prezes PiS uważa go za osobę politycznie odpowiedzialną za śmierć brata i nikt w jego partii nie przejdzie nad tym do porządku dziennego. Tusk będzie więc nadal atakowany i wzywany na przesłuchania. I za każdym razem będzie to dla niego okazja do zaistnienia w Polsce. Były premier wie, jakie to ważne, i dlatego, jak nieoficjalnie przyznają politycy PO, „delikatnie inspirował" akcję gorącego powitania na dworcu.