Przeciwnicy opuścili rękawice i rozeszli się do swoich narożników. Mają czas, by ochłonąć, ale to tylko przerwa. Powrót do takiej czy innej formy konfrontacji wydaje się nieunikniony.
Czy mogło być inaczej? Gdyby nie Madera Ryszarda Petru, gdyby nie narty Grzegorza Schetyny, festiwal nieufności i ambicjonerstwa po stronie liderów opozycji... z pewnością mogło być inaczej. PiS wygrał tę rundę nie tyle własną siłą, ile niekonsekwencją i brakiem solidarności opozycji. Po pojednawczych próbach podejmowanych przez Władysława Kosiniaka-Kamysza, po wycofaniu się z czynnego protestu Nowoczesnej przewodniczący Platformy zrozumiał, że sam nie poradzi. Na domiar złego w szeregach PO kwestia kontynuacji protestu nie wszystkim wydawała się oczywista. Pewnie Schetyna bardziej bał się śmieszności i zmęczenia materii niż kryterium siłowego. Zwłaszcza że ze strony PiS czytelnie komunikowano, że nikt nie chce wpychać posłów Platformy w martyrologię.