I chociaż frekwencja zapewne nie była tak spektakularna jak rok czy dwa lata temu, to wystarczająca, by opozycja mogła pokazać konsolidację i mobilizację przed kampanią samorządową. Pod tym względem to przedsięwzięcie można uznać za sukces. Platforma ma w swoim politycznym DNA organizacje marszy po “Błękitnym Marszu” z 2006 roku. Trudno się dziwić, że będąc w opozycji organizuje kolejne.
Marsz dobrze też ilustruje strategię Grzegorza Schetyny. Można ją krytykować lub się z nią zgadzać, ale nie można liderowi Platformy odmówić konsekwencji w trzymaniu się niej. Celem jest sukces w wyborach w 2019 roku, ale na warunkach Platformy. Grzegorz Schetyna w niedawnym wywiadzie dla “Rzeczpospolitej” mówił o tym, że polityka dzieli się na etapy. Jego strategia również. Co nie znaczy oczywiście, że osiągnie sukces. Jej założenia to nacisk na przesłanie i działania polityczne: konsolidacje opozycji, budowa koalicji, wspólni kandydaci i listy, organizacja przemarszów, spotkań w terenie i debat, klubów obywatelskich. Nie liczą się propozycje programowe a la 500 Plus. Schetyna w rozmowie z portalem Gazeta.pl stwierdził nawet, że mógł napisać pięć takich “5-tek Morawieckiego”, ale “wyborcy centrowi nie chcą spirali roszczeń”. Nie ma też wyraźnego stanowiska w żadnej ze spraw, takich jak związki partnerskie. Wszystko w imię zdobywania wyborców centrum.
Ten plan jest rozpisany na kilka etapów. Pierwszym było uporządkowanie sytuacji wewnętrznej w Platformie. Schetyna bardzo wcześnie po objęciu władzy w partii pozbył się stojących w kontrze do niego polityków, jak Jacek Protasiewicz. Ostatnie wybory w PO przebiegły spokojnie i bez niespodzianek. Schetyna potwierdził swoją całkowitą dominację w partii.
Drugim było doprowadzenie - poprzez m.in. działania w ramach hasła “totalnej opozycji” i wykorzystywania przewagi instytucjonalnej (większy klub, większe zasoby finansowe i terenowa, samorządowcy, większe polityczne doświadczenie) do konsolidacji opozycji wokół PO. Nie było to takie oczywiste, gdy Nowoczesna miała 20-procentowe sondaże, a Ryszard Petru - który w piątek odszedł z partii którą sam założył - obwołał się jej liderem. Celem strategicznym było doprowadzenie do zmiany Nowoczesnej z rywala w sojusznika na swoich warunkach. To się udało, czego najlepszym przykładem jest porozumienie przed wyborami samorządowymi. Widać to też było w sobotę. Nowoczesna była traktowana jako podmiot na równych prawach, ale nie było wątpliwości, kto rozdaje karty.
Kolejny etap planu to zwycięstwo w wyborach samorządowych. Schetyna liczy na duże miasta i na to, że w sejmikach uda się utrzymać władzę w ramach koalicji z innymi partiami. Sondaż IBRiS opublikowany niedawno przez Polskę The Times wskazywał, że taki scenariusz jest możliwy. Jeśli po wyborach PiS będzie rządzić tylko np. w Małopolsce i na Podkarpaciu, to opozycja odtrąbi swój sukces. Politycy PO i Nowoczesnej powtarzają jak mantrę, że “sukces rodzi rodzi sukces” i po zwycięstwie w wyborach samorządowych łatwiej będzie wygrać wybory europejskie, co dałoby impet opozycji na kilka miesięcy przed wyborami do Sejmu. Zgodnie z planem Schetyny Tusk wraca pod koniec 2019 i przystępuje do kampanii prezydenckiej jako kandydat opozycji. Tyle plan.