„Obawiamy się, że system (...) umożliwi policji i innym służbom dostęp do danych internetowych na niespotykaną dotychczas skalę" – napisała w opinii do Ministerstwa Cyfryzacji Fundacja Panoptykon, która monitoruje zagrożenia dla wolności obywatelskich.
Wzięła udział w konsultacjach dotyczących „Założeń strategii cyberbezpieczeństwa RP", które opracowało to ministerstwo. Dokument zakłada m.in. powołanie nowych organów dbających o bezpieczeństwo w cyberprzestrzeni. Zaniepokojenie Panoptykonu wzbudziło to, że rząd planuje przy okazji budowę systemu monitorowania punktów wymiany ruchu w internecie.
Czym one są? – Łączą się w nich operatorzy różnej wielkości, od właścicieli osiedlowych kablówek po największych graczy – mówi Mirosław Maj z Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń. – Gdy wysyłamy e-mail do kogoś z bliskiej geograficznie firmy podłączonej do innego operatora, potrafi iść długą drogą, a nawet opuścić granice kraju. Wymiana ruchu między operatorami ma temu przeciwdziałać.
W Polsce jest kilka liczących się punktów wymiany ruchu, z czego największy o nazwie PLIX znajduje się w Warszawie. W „Założeniach strategii cyberbezpieczeństwa" ministerstwo pisze, że ruch w takich miejscach powinien być monitorowany „w poszukiwaniu anomalii". Chodzi głównie o ataki typu DDoS, które polegają na próbie paraliżu systemu wskutek połączeń z wielu komputerów jednocześnie.
Mirosław Maj mówi, że monitorowanie punktów byłoby technicznie bardzo trudne. – Budowa narzędzi wymagałaby dużych inwestycji, bo przez punkty przechodzą spore ilości danych. W dodatku operatorzy takich punktów są znani ze strategii neutralności, czyli nieingerowania w to, co przesyłają – wywodzi ekspert. Jego zdaniem mimo wszystko budowa systemu monitorowania jest możliwa.