Z tej pierwszej perspektywy ważne będzie to, kto ze spotkania działaczy partii rządzącej wyjedzie silniejszy, a kto słabszy, która frakcja straci na znaczeniu, a która zyska. Czy dojdzie do zmian personalnych w rządzie czy też nie. Czy Jarosław Kaczyński wykorzysta okazję do tego, by szarpnąć cuglami i uporządkować sytuację w partii, czy też skupi się na przekazie do wyborców.
Jak wyglądałoby idealistyczne podejście? Oznaczałoby potraktowanie na serio tego, co PiS na kongresie – nominalnie programowym – przedstawi Polakom, jakie zmiany dla Polski zaproponuje. Z tej perspektywy ważniejsze od spraw wewnątrzpartyjnych czy wręcz personalnych będzie to, czy partia rządząca wyciągnie wnioski z ostatnich kilkunastu miesięcy i przedstawi nowy plan lepszego rządzenia.
Z sygnałów, które płyną z obozu władzy, wynika, że PiS raczej będzie chciał wyjść z przekazem odbudowania wspólnoty, jedności i łagodzenia konfliktów. Gdyby tak się stało, należałoby się jedynie cieszyć i trzymać za partię rządzącą kciuki.
Wielu krytyków partii rządzącej uważa, że lepiej, by PiS pokazywał jak najgorszą twarz, bo wówczas Polacy szybciej się od niego odwrócą i pojawi się szansa na polityczne zmiany po wyborach w 2019 r. Tyle tylko, że strategia „im gorzej, tym lepiej" jest być może wygodna dla partii opozycyjnych, ale rujnująca dla państwa i jego polityki. Jest zabójcza również dla debaty publicznej.
Trzeba pamiętać, że PiS legalnie wygrał wybory w 2015 r. i ma mandat do rządzenia jeszcze przez dwa lata. Można, a niekiedy trzeba, krytykować złe działania tej partii, ale w interesie naszego kraju jest to, by rządziła ona jak najlepiej, a nie jak najgorzej.