O tym, że Donald Trump już wytypował Rossa na stanowisko, mówią przecieki z otoczenia prezydenta elekta. Ten wybór nie powinien wywołać zaskoczenia. Ross był doradcą Trumpa podczas kampanii wyborczej i podziela jego przekonanie o tym, że USA powinny renegocjować niekorzystne umowy handlowe.
Finansowy weteran
Wilbur Ross ma 78 lat i majątek szacowany na 2,9 mld dol. Przez blisko ćwierć wieku pracował w nowojorskim biurze firmy Rothschild Inc., gdzie zajmował się bankructwami. W latach 90. pomagał Trumpowi w restrukturyzacji jego przedsięwzięć, po tym jak kasyna w Atlantic City przyniosły mu duże straty. W 2000 r. Ross założył swój fundusz private equity WL Ross & Company. Zbił majątek, kupując podupadające spółki przemysłowe, restrukturyzując je i sprzedając z zyskiem (dlatego Ross nazywany jest „królem bankructw"). Na początku zeszłej dekady fundusz Rossa kupił grupę największych amerykańskich zakładów stalowych, w skład której wchodziły m.in. LTV Corp. z Cleveland i Bethlehem Steel z Pensylwanii. Był wówczas chwalony przez związki zawodowe za ratowanie miejsc pracy w tej branży. W 2004 r. sprzedał te zakłady koncernowi ArcelorMittal za 4,5 mld USD. Po wybuchu kryzysu w 2008 r. Ross kupował mniejsze banki w USA i Europie, a w ostatnich latach skupiał się na przejmowaniu zadłużonych firm z branży naftowo-gazowej.
W czasie kampanii wyborczej Ross zyskał opinię gospodarczego nacjonalisty gotowego twardo bronić interesów Stanów Zjednoczonych. Po wyborach prezydenckich jednak nieco złagodził przekaz. – Wszyscy mówią, że Trump nałoży 45 proc. cła na wszystkie produkty pochodzące z Chin. Ale to przecież nie to, co on powiedział, i nie to, co ma zamiar zrobić – mówił Ross.
Co ciekawe, choć Ross od lat sympatyzuje z republikanami, to współpracuje z Brookings Institution, waszyngtońskim think tankiem kojarzonym zwykle z demokratami.
Bez lobbystów
Jeśli rzeczywiście Ross wejdzie do administracji Trumpa, to nie będzie tam jedynym miliarderem. Trump wyznaczył na nową sekretarz edukacji Betsy DeVos, miliarderkę i zarazem znaną aktywistkę wspierającą tzw. charter schools (szkoły, które dostają wsparcie od państwa, ale działają poza systemem publicznym) oraz ideę bonów edukacyjnych. Ta nominacja spotkała się ze sporą niechęcią nauczycielskich związków zawodowych, które sprzeciwiają się możliwym zmianom w publicznym sektorze edukacji.