Jak zawsze przy wielkich kontraktach zbrojeniowych, każdy z kontrahentów mówi, że jego oferta jest najlepsza. A ponieważ chodzi o wyrafinowane technologie, ustalenie prawdy jest trudne.
Francuzi twierdzą, że byli gotowi w ramach offsetu dokonać w Polsce inwestycji odpowiadających 100 proc. wartości kontraktu na zakup helikopterów Caracal. Konkurenci, którzy już produkują śmigłowce w Polsce, uważają, że tylko ich propozycje pozwoliłyby na rozwój przemysłu zbrojeniowego w naszym kraju.
Oczywiste są koszty polityczne negocjacji z Francuzami. Wiadomość o zerwaniu kontraktu znalazła się w opublikowanym we wtorek późnym wieczorem komunikacie Ministerstwa Rozwoju – osiem dni przed planowanymi konsultacjami międzyrządowymi, w ramach których do Warszawy miał przyjechać prezydent Francois Hollande. Co gorsza, polskie władze oficjalnie poinformowały Francuzów o swoich zamiarach dopiero w piątek. Hollande odpowiedział odwołaniem wizyty – gestem w dyplomacji bardzo mocnym.
Dla Francji sprawa caracali była czymś więcej, niż kontraktem o wartości 2–3 mld euro. Chodziło o pierwszy poważny krok ku budowie europejskiej polityki obronnej, o której konieczności kilkakrotnie wspominał m.in. Jarosław Kaczyński. W czasach, gdy Unia chwieje się w posadach, a nasz kraj ma we Wspólnocie fatalną prasę, Francja proponowała Polsce dalszą grę w pierwszej, europejskiej lidze.
Za decyzją polskiego rządu stoi zapewne brak środków w budżecie, który ponosi wielkie koszty programów socjalnych. Ale umiejętne wytłumaczenie tej sytuacji Francuzom, być może szukanie jakiegoś kompromisu, pozwoliłoby na uratowanie dobrych stosunków.