Szef MSZ Witold Waszczykowski przeszło godzinę rozmawiał w środę w Waszyngtonie najpierw z sekretarzem stanu Johnem Kerrym, a potem z doradczynią prezydenta Baracka Obamy ds. bezpieczeństwa narodowego Susan Rice. Główny punkt: jak przekonać Amerykanów do podjęcia na lipcowym szczycie NATO w Warszawie decyzji o większym zaangażowaniu wojskowym na terenie naszego kraju.
Jednak Amerykanów w równym stopniu niepokoi inny punkt: zagrożenie dla demokracji w Polsce. Na kilka dni przed przyjazdem Waszczykowskiego do Waszyngtonu John McCain, najbardziej rozpoznawalny obok Donalda Trumpa aktywny polityk republikański, podpisał wraz z dwoma senatorami demokratycznymi, Benjaminem Cardinem i Richardem Durbinem, list do Beaty Szydło, w którym w ostrych słowach skrytykowano działalność polskich władz. Zdaniem sygnatariuszy zagrożona została nie tylko niezależność mediów publicznych i Trybunału Konstytucyjnego, ale także „podważona rola Polski jako demokratycznego modelu dla innych krajów regionu, który wciąż przechodzi trudny okres transformacji".
Po przylocie do Ameryki Waszczykowski próbował te obawy relatywizować.
– Warto zapytać wcześniej, warto przyjechać, porozmawiać, niż pisać listy, często inspirowane przez osoby, które są niechętnie nastawione do Polski i wykorzystują nieświadomość sprzyjających nam polityków – radził szef MSZ. Można było odnieść wrażenie, że podejrzewa, iż za listem stoi jego poprzednik Radosław Sikorski, który szykuje się do wykładów na Harvardzie.
Jednak nie wydaje się, aby stanowisko amerykańskich władz daleko odbiegało od opinii trzech senatorów.