Być może pojawia się też szansa rozwiązania sporu o Trybunał Konstytucyjny. Zależy na tym Niemcom, bo to warunek, aby Unia pozostała wspólnotą krajów przestrzegających zasady demokracji i rządów prawa. Z polskiej strony miała paść obietnica, że rząd poważnie potraktuje odpowiedź na wątpliwości Komisji Europejskiej. Do Brukseli swoje stanowisko ma nadesłać do końca tego miesiąca. Od tego zależy, czy do Rady UE zostanie złożony wniosek o pozbawienie Polski prawa głosu w ramach Unii.
Rozmowa między Merkel i Kaczyńskim była w znacznym stopniu poświęcona przyszłej reformie Unii. Prezes PiS miał podtrzymać postulat osłabienia kompetencji UE, a także wzmocnienia Rady UE (gdzie spotykają się przedstawiciele rządów krajów Wspólnoty) kosztem uprawnień Komisji Europejskiej, reprezentującej brukselską centralę. Spór o Trybunał Konstytucyjny, w którym KE zajęła stanowcze stanowisko, jeszcze bardziej zdeterminował Kaczyńskiego do forsowania takiego postulatu. Ale w rozmowie z kanclerz prezes PiS miał przyznać, że zmiana traktatów to zadanie długofalowe, nie na teraz. A to, w optyce Berlina, „szansa na kompromis". Bo zdaniem Merkel otwieranie traktatów w tej chwili byłoby receptą na paraliż Unii skoro każdy kraj wystąpiłby z własnymi postulatami.
W rozmowie obie strony miały być zgodne co do strategii negocjacji rozwodowych z Wielką Brytanią. Chodzi o utrzymanie możliwie bliskich relacji z Londynem po Brexicie, ale jednocześnie zachowanie spójności jednolitego rynku, bez przyznawania Brytyjczykom uprzywilejowanego dostępu do wybranych segmentów wymiany towarów czy usług. A więc nie karać Brytyjczyków za wyjście z Unii, ale też ich za to nie wynagradzać.
Oba kraje są też gotowe zaangażować się w rozwój europejskiej polityki obronnej, w tym integrację przemysłu obronnego. To wynik wspólnej analizy, że wobec zagrożenia ze strony Rosji, narastającej fali populizmu w Europie oraz niepewnej polityki Donalda Trumpa „kraje Unii muszą trzymać się razem". Dotyczy to także polityki gospodarczej na wypadek, gdyby Waszyngton miał rozpocząć wojnę handlową z Niemcami. Bo ograniczenie niemieckiego eksportu za ocean boleśnie odbiłoby się także na polskich podwykonawcach.
Pozostaje kwestia poparcia przez Polskę Donalda Tuska na drugą kadencję, którą w Berlinie uważa się za „bardzo delikatną". Na wtorkowej konferencji prasowej Beata Szydło zasugerowała, że sprawa może zostać powiązana z „reformą Unii". W portalu wpolityce.pl europoseł Ryszard Legutko, który uczestniczył (razem ze Zdzisławem Krasnodębskim) w spotkaniu Merkel z Kaczyńskim, ujawnił, że prezes PiS miał postulować „likwidację stanowiska przewodniczącego Rady UE". Kaczyński miał też powiedzieć, że „nie może poprzeć Tuska, bo atakował polski rząd i toczą się wobec niego różne postępowania". Jednak z naszych informacji wynika, że Legutko w ogóle przyjął w czasie rozmowy z Merkel zdecydowanie bardziej asertywną postawę niż sam Kaczyński. Ten miał być „bardzo miły".
Do tej pory w niemieckich kręgach rządowych dominowała opinia, że dla Kaczyńskiego polityka zagraniczna jest tylko pochodną polityki krajowej, sposobem na utrzymanie wyborczego poparcia poprzez granie na konfliktach z tym lub innym krajem. Teraz jednak wrażenie jest inne: polski rząd, przynajmniej do pewnego stopnia, jest gotowy wziąć współodpowiedzialność za dalszy los Unii.