Korzyść z taniego pieniądza
Prawdziwych oszczędności jest stosunkowo niewiele – wydatki bieżące na utrzymanie publicznej infrastruktury i pracę urzędników okazują się o 1,4 mld zł mniejsze od planu, podczas gdy w zeszłym roku było to 5,1 mld zł, a w 2014 r. – 3,9 mld zł. Z kolei na subwencje i dotacje rząd przeznaczył o 1,9 mld zł mniej niż zamierzał – niższe były dotacje do KRUS (bo mniej rolników odeszło na emerytury) i na dotacje dla samorządów na wykonywania zadań pomocy społecznej (co może być pokłosiem programu 500+ i poprawy na rynku pracy).
– Nie sądzę, by jakaś istotna część tych oszczędności wynikała z poprawy efektywności wydatków publicznych – zauważa też Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – W ogóle w budżecie państwa trudno o prawdziwe ograniczenie wydatków, bo większość z nich jest zdeterminowana. Warto też zwrócić uwagę, że w zeszłym roku rządowi sprzyjała sytuacja na rynkach finansowych, czyli tani pieniądz. Gdyby nie to, wzrost kosztów obsługi zadłużenia, które zwiększyło się aż o 90 mld zł, pochłonęłyby większość powstałych oszczędności – dodaje Jankowiak.
Konserwy ratują resort obrony
„Rzeczpospolita" przeanalizowała, jak swoje budżetu zrealizowali poszczególni ministrowie rządu. Różnice są dosyć znaczne. Przykładowo minister Antoni Macierwicz zrealizował budżetu obrony narodowej prawie w 100 proc. To pewne zaskoczenie, bo jeszcze w listopadzie wyglądało na to, że nie uda się wydać całkiem sporej części pieniędzy na inwestycje związane z doposażeniem armii. Inna sprawa, że w sukurs Macierowiczowi przyszedł minister finansów. W grudniu specjalnym rozporządzeniem zaliczył cześć wydatktów, które będą poniesione w tym roku, jako nakłady wykonane w 2016 r. (jako tzw. wydatki niewygasające). Chodzi o niebagatelne 650 mln zł, z czego większość (520 mln zł) pochłonął zakup „samolotów średnich do przewozu najważniejszych osób w państwie (VIP)". Ciekawostką jest, za że niewygasające wydatki uznano także zakup konserw mięsnych za ok. 5,3 mln zł.
Prawie w punkt ze swoimi wydatkami zmieścił się minister sportu Witold Bańka, czy minister Elżbieta Rafalska w części dotyczącej polityki społecznej (różnica między planem wydatków a tymi faktycznie poniesionymi w ramach programu 500+ wyniosła ok. 200 mln zł, czyli ok. 1,7 proc.).
Z to najmniej w stosunku do planów wydał wicepremier Mateusz Morawiecki, jako minister rozwoju, minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk czy minister energii Krzysztof Tchórzewski. W wiekszość przypadków brak realizacji planów wynika z opóźnień w finansowaniu unijnych inwestycji. Ale też znacznie mniejsze - o ok. 300 mln zł - okazały się też potrzeby wynikające z programu restrukturyzacji kopalń.
Pomocne jednorazowe dochody
Którego jednak z ministrów można lepiej ocenić? Tych, którzy wydają każdą zaplanowaną złotówkę, czy może bardziej na pochwałę zasługują, ci którzy coś zaoszczędzą? – Trudno znaleźć prostą odpowiedź – komentuje Aleksander Łaszek, główny ekonomista Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju. – Tak naprawdę trzeba by przeanalizować efektywność i sensowność wydatków publicznych w poszczególnych obszarach. Trudno chwalić oszczędności, jeśli wynikały np. z rezygnacji z istotnych inwestycji. Ale jeśli wynikały z rezygnacji z głupich inwestycji, to chyba dobrze. Niestety w Polsce trudno o ocenę sensowności wydatków publicznych – tłumaczy Łaszek.