„Jak pan wie, u mnie pracuje syn premiera – pracował w OLT – i dopóki on pracował, to wydaje mi się, że nikt nas nie ruszył. W chwili obecnej może być tak, że ktoś nas ruszy" – to kluczowe pod względem politycznym zdanie z podsłuchów, które ujawnił tygodnik „wSieci". Wypowiedział je Marcin P. w rozmowie z Andrzejem Korytkowskim 30 lipca 2012 roku. Korytkowski to szef parabanku Finroyal.
I chociaż w innej części stenogramów Marcin P. deklaruje, że to syn byłego premiera zabiegał o pracę w OLT Express, a P. i jego współpracownicy wręcz obawiali się jego zatrudniać, to ujawniona deklaracja twórcy Amber Gold wystarczy, by utrzymać w centrum uwagi temat Michała Tuska aż do środowego przesłuchania Marcina P.
A to przesłuchanie może okazać się kluczowe dla sprawy – przynajmniej w jej politycznym aspekcie. Bo chociaż rola Michała Tuska w całej historii jest niewielka, to po jego deklaracji „wiedzieliśmy, że OLT to lipa" sprawa Amber Gold staje się coraz większym politycznym problemem dla jego ojca.
Dlatego najbliższe dni mogą być kluczowe – nie dla wyjaśnienia afery Amber Gold, ale ocenienia szkód, jakie sprawa wyrządzi Donaldowi Tuskowi w kontekście jego hipotetycznego powrotu do polskiej polityki.
Przekaz PiS dotyczący Amber Gold jest wielowarstwowy, ale jego esencja dotyczy nie tylko politycznego parasola ochronnego wobec Marcina P., nieudolności kluczowych instytucji państwa, ale też roli Donalda Tuska, który miał posiadać informacje dotyczące Amber Gold, ale nie potrafił lub, co więcej, nie chciał – być może ze względu na współpracę Michała Tuska z OLT Express – działać.