Żukowski: Zobacz Mateuszu, jak nas kochają

Kiedy prezydent i premier w momencie politycznego napięcia mówią o kluczowej roli sportu w wykuwaniu narodowej jedności, budzą we mnie uśpione strachy.

Aktualizacja: 10.03.2020 21:04 Publikacja: 09.03.2020 20:08

Żukowski: Zobacz Mateuszu, jak nas kochają

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

A tak właśnie uczynili Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki, gdy informowali o przyznaniu TVP dwóch miliardów złotych. Uzasadniając konieczność wydania tych pieniędzy, mocno zaakcentowali, że jednym z głównych powodów jest sport, który w telewizji drogo kosztuje, ale trzeba te pieniądze wydać, bo Polacy chcą oglądać biało-czerwonych za darmo, a obowiązkiem władzy jest zapewnienie im tej przyjemności.

Sam fakt, że obaj uznali, iż w takim momencie należy rodakom przypomnieć, komu zawdzięczają tę radość, daje do myślenia. Oznacza to, że sport w systemie propagandy rozkręconej przez Jacka Kurskiego spełnia istotną rolę, ma przychylnie do TVP ustosunkować nawet tych, którzy jej prymitywizm dostrzegają, ale lubią sport.

Nie mam nic przeciwko temu, by najważniejsze wydarzenia z udziałem Polaków (a nawet bez ich udziału) były pokazywane przez telewizję publiczną. Problem jednak polega na tym, że telewizji publicznej w Polsce nie ma i za każdym razem, gdy oglądam bez opłat mecz w TVP, w tyle głowy mam myśl, że to wcale nie jest za darmo. Ceną za tę przyjemność są TVP Info, pani Holecka w Wiadomościach i pan Kurski na trybunie stadionu w tandetnym biało-czerwonym szaliku (projektował go chyba ktoś z myślą, że przyda się również na koncercie disco polo).

Najlepszym dowodem, jak wielką wagę TVPiS przykłada do sportu, jest też absurdalne nagłaśnianie każdego, nawet niezbyt istotnego sukcesu, w "Wiadomościach", wysyłanie na imprezy osobnych ekip tychże "Wiadomości", TVP Sport i TVP Info. Poza TVP Sport wysłannicy ci nie mają zwykle nic do powiedzenia i zadają niezbyt mądre pytania, co sportowcy dostrzegają i z czego się śmieją.

Tak już kiedyś było, gdy w latach 70. telewizją rządził Maciej Szczepański. Nazwano to później propagandą sukcesu i miała ona wesprzeć socjalizm Edwarda Gierka, mniej siermiężny niż za przaśnego Władysława Gomułki. Wtedy chodziło o przekonanie przez telewizję ludzi do systemu, którego absurdy wszyscy widzieli, a dziś o wsparcie turbopatriotyzmu w wersji PiS, którego bezsens dostrzec równie łatwo, jak wady słusznie minionego ustroju.

Szczepański dla wsparcia Gierka i PZPR oraz Kurski w interesie Jarosława Kaczyńskiego i PiS zobaczyli w sporcie ten sam integrujący Polaków potencjał. Szczepański robił jednak propagandę sukcesu inteligentniej, tępego młotkowania w stylu TVP Info było mniej. Tomasz Hopfer jako gwiazdor flagowego programu tamtej TVP (Studio 2) miał dużo więcej wdzięku niż Michał Adamczyk pod Wielką Krokwią.

Najwięcej o jednoczącej roli i apolityczności sportu mówili ci, którzy w sposób cyniczny jego popularność wykorzystywali. Pamiętam, jak ZSRR przed igrzyskami w Los Angeles (1984) ukuł hasło „sport – ambasador pokoju" i pod tym hasłem igrzyska zbojkotował. Może właśnie z powodu tej długiej pamięci alergicznie reaguję na polityków przyklejających się do sportu w sposób cyniczny, suflujących kibicom (a dziś przede wszystkim telewidzom) myśl: przecież jesteśmy tacy jak wy, tak samo lubimy sport i sportowców, choć tak naprawdę mają do nich stosunek taki jak Mateusz Morawiecki do Roberta Kubicy, gdy był jeszcze szefem prywatnego banku i nie chciał wesprzeć kierowcy ani jedną złotówką. Tacy politycy traktują wyborców-kibiców więcej niż instrumentalnie jako „naszych milusińskich", którym trzeba dać coś słodkiego za dobre sprawowanie przy urnach.

Jeśli zabraknie im samokontroli, jeśli ta gra pozorów trwa wystarczająco długo, ludzie władzy mogą nawet w tę nierzeczywistość uwierzyć. Gdyby polscy piłkarze zagrali na tegorocznym Euro tak, jak w połowie lat 70. na mundialu, to wcale bym się nie zdziwił, gdyby Andrzej Duda (jeśli wygra wybory), przyjmując bohaterów w Pałacu Prezydenckim, spojrzał na tłum na Krakowskim Przedmieściu i powiedział do premiera: „Zobacz Mateuszu, jak nas kochają". Tak powiedział Gierek do ówczesnego premiera Piotra Jaroszewicza, gdy w siedzibie KC PZPR przyjmowali drużynę Kazimierza Górskiego a na ulicy wiwatowali ludzie.

A tak właśnie uczynili Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki, gdy informowali o przyznaniu TVP dwóch miliardów złotych. Uzasadniając konieczność wydania tych pieniędzy, mocno zaakcentowali, że jednym z głównych powodów jest sport, który w telewizji drogo kosztuje, ale trzeba te pieniądze wydać, bo Polacy chcą oglądać biało-czerwonych za darmo, a obowiązkiem władzy jest zapewnienie im tej przyjemności.

Sam fakt, że obaj uznali, iż w takim momencie należy rodakom przypomnieć, komu zawdzięczają tę radość, daje do myślenia. Oznacza to, że sport w systemie propagandy rozkręconej przez Jacka Kurskiego spełnia istotną rolę, ma przychylnie do TVP ustosunkować nawet tych, którzy jej prymitywizm dostrzegają, ale lubią sport.

Pozostało 82% artykułu
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich
Komentarze
Bogusław Chrabota: Co czeka Andrzeja Dudę? Mógłby jeszcze oddać jakieś przysługi Polsce
Komentarze
Tomasz Krzyżak: Spotkanie biskupów ze skrzywdzonymi przez pedofilów. Coś się wreszcie zmienia w Kościele?
Materiał Promocyjny
Dylematy ekologiczne
Komentarze
Stefan Szczepłek: Pan trener się bawi