Reklama
Rozwiń

O wyniku wyborów w 2027 r. rozstrzygnie elektorat Sławomira Mentzena i Adriana Zandberga. W zakończonych właśnie wyborach prezydenckich pokazał już zęby, choć z niespodziewanym efektem. Paradoksalnie to gwarancja zmiany.

W wyborach prezydenckich zwycięzca bierze wszystko, nawet po wyrównanej walce. Nic dziwnego, że wśród przegranych panuje depresja. Jak to się stało, że Karol Nawrocki, ten ponoć potworny kandydat na prezydenta, wygrał bez pomocy publicznych mediów czy kasy? Ktoś coś musiał schrzanić, zostawiając na lodzie połowę elektoratu.

W 2005 roku sierotom po PO–PiS-ie, podobnie jak George’owi Clooneyowi reżyserującemu film „Good Night and Good Luck”, jeszcze długo się wydawało, że można zamieszkać w fikcji. Tymczasem dokładnie wtedy znaleźliśmy się w polskiej przyszłości.

Jeśli Adrianowi Zandbergowi nie uda się przeforsować przed głosowaniem nad wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska choćby okruszka własnej agendy, straci wiarygodność. Nikt nie kupi krytyki rządu, która kończy się poparciem koalicji rządzącej za bezcen. Stanie się tylko kolejnym Szymonem Hołownią.

RPBLIK

Wybierz subskrypcję rp.pl i zapłać za pomocą Płatności powtarzalnych BLIK

Skorzystaj z oferty

Multimedia

Cywilizacja