Mniej więcej w połowie prostej jak strzała, biegnącej wzdłuż linii kolejowej drogi z Szulborza do Czyżewa (z górującym nad miasteczkiem dwuwieżowym otynkowanym na żółto kościołem) jest rozstaj dróg. Na prawo Gostkowo, na lewo Brulino‑Lipskie, kilka rozrzuconych nieregularnie gospodarstw, dawniej krytych słomą, dziś blachą lub eternitem. W jednym z nich gnieździli się rodzice mojej praprababci Anny, zwanej w rodzinie Andzią, jednej z głównych bohaterek opowieści mojej babci z dzieciństwa. Zaledwie parę wiorst za Czyżewem, w zagłębiu drobnej szlachty, gdzie wsi chłopskiej nie uświadczysz, a starzy mieszkańcy opowiadają, że miejscowa szlachta dla podkreślenia swojego pochodzenia nawet pola orała w kształt szabli, w zaścianku z wdzięczną, wiele mówiącą o charakterze szaraków nazwą Zaręby‑Warchoły, mieszkali rodzice przyszłego męża Anny, Jakuba Godlewskiego. Ich rodzinną parafią było zagubione wśród pól i tak samo jak wtedy położone z dala od głównych dróg Rosochate Kościelne. Kolejni moi protoplaści mieszkali w Ugniewie pod Ostrowią Mazowiecką, inni w Broku, jeszcze inni pod Nurem.