Koszulka oznaczona liczbą 68 już w niedzielę, tuż przed meczem Penguins z Los Angeles Kings, zawiśnie pod kopułą hali w Pittsburghu. Co prawda Jagr grywał w innym obiekcie, zwanym malowniczo „Igloo” – faktycznie tak wyglądał – ale ten już dawno zburzono. To ma znaczenie mniejsze. Ważne, że numer zostanie zastrzeżony i już nikt w barwach Penguins z nim nie zagra. To najwyższa forma uznania dla sportowców występujących w amerykańskich ligach zawodowych. Tego samego wieczoru kibice zapewne zobaczą na wielkim ekranie w hali najwspanialsze akcje czeskiego napastnika w barwach drużyny z „miasta stali”, spodziewana jest owacja na stojąco. Fani przypomną sobie, jak ich ulubieniec o twarzy dziecka, z charakterystyczną fryzurą (w Polsce określaną jako „czeski metal”), sunął po lodowisku, mijał kolejnych rywali i zdobywał piękne bramki. Kto wie – może pojawią się łzy wzruszenia u bohatera wieczoru?