Pamiętam
bardzo miłe uczucie, które po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych wywołał
we mnie opublikowany na łamach „Rzeczpospolitej” komentarz Tomasza Kubata, opisującego
największe trudności i absurdy, z jakimi mierzą się w pracy członkowie obwodowych
komisji wyborczych. Autor ze swadą punktował największe bolączki systemu i jego
nieprzygotowanie do obsłużenia ogromnej frekwencji, jakiej byliśmy świadkami 15
października. Pomyślałem, że sam mógłbym napisać taki felieton, gdyby nie to,
że byłem nieco niedysponowany po nieprzespanej nocy i 23 godzinach pracy przy
ustalaniu wyników wyborów.