Zaczynam podejrzewać, że mam jakieś zdolności prorocze. Dokładnie cztery tygodnie temu napisałem w felietonie na temat nominacji do rad nadzorczych w państwowych firmach, że „warunki udokumentowanego wykształcenia nietrudno obejść (program MBA może w Polsce uruchomić każdy, bez spełnienia jakichkolwiek kryteriów jakości)”. A miesiąc później wszystkie media zaczęły rozpisywać się o pewnej prywatnej uczelni, która za odpowiednią rekompensatą dostarczała w ostatnich latach fikcyjnych dyplomów MBA wszystkim tym, których rządząca partia uznała za godnych zaufania i powierzenia im ważnych stanowisk w państwowych firmach.