Blisko 40 firm podwykonawców, którym nie zapłacono za roboty wykonane na Stadionie Narodowym, zdecydowało się na blokadę obiektu – dowiedziała się „Rz". W proteście może wziąć udział nawet 6 tys. osób. Żądają, by prezes Narodowego Centrum Sportu odpowiedzialny za budowę stadionu dał im na piśmie gwarancję zapłaty w ciągu tygodnia. – Jesteśmy zdesperowani, nie cofniemy się przed niczym – mówi jeden z właścicieli takiej firmy. Nie ujawnia swych danych, bo kontrakt zabrania mu wypowiadania się o inwestycji.
100-milionowy dług
Sytuacja finansowa niespłaconych podwykonawców jest zła lub katastrofalna. O blokadzie Narodowego zdecydowali w piątek. – Mamy dość wymiany pism z generalnym wykonawcą i inwestorem. Zapewnień, że pieniądze zostaną nam wypłacone. Słyszymy to od miesięcy. Jeśli do rozpoczęcia turnieju ich nie dostaniemy, polegniemy. Nigdy ich nie uzyskamy – dodaje inny podwykonawca.
Dziś w NCS mają się odbyć rozmowy ostatniej szansy. – Nie wyjdziemy z gabinetu bez pisemnej gwarancji ze strony NCS czy Ministerstwa Sportu, że pieniądze otrzymamy – mówi jeden z właścicieli firmy. – Jeśli usłyszymy „nie", ściągniemy samochody do Warszawy i ludzi. Autami zagrodzimy wejście na stadion, może wtedy doczekamy się ministra.
Tydzień temu NCS pytany przez „Rz" o sumę zaległości wobec podwykonawców szacował, że chodzi o kilkanaście milionów złotych. – My szacujemy, że łącznie z zamrożonymi kaucjami to nawet 100 mln zł – ocenia jeden z wierzycieli.
Sprawę rozliczenia niezapłaconych faktur miała rozwiązać podpisana na początku kwietnia ugoda między generalnym wykonawcą (liderem jest Hydrobudowa Polska) a NCS, czyli inwestorem. Choć stadion nie był skończony, a inwestor nie podpisał z generalnym wykonawcą protokołu odbioru, NCS zapłacił pełną sumę kontraktu z umowami dodatkowymi. Tymczasem podwykonawcy do dziś nie dostali pieniędzy.