Radosław Sikorski i Frank-Walter Steinmeier, decydując się na spotkanie z Siergiejem Ławrowem, wyraźnie dali do zrozumienia, że nie ma co liczyć na to, że Rosja spełni postulaty Zachodu dotyczące jej imperialnych zakusów wobec Ukrainy.
Szefowie dyplomacji Polski i Niemiec zdają się komunikować światu: Moskwa nie zamierza opuszczać Krymu, trzeba więc wykonać wobec niej gest dobrej woli i grać ?z Kremlem o rozwiązanie minimum. A jest nim – w zaistniałych okolicznościach – parę miesięcy spokoju dla Petra Poroszenki. Jednak żeby je można było zyskać, Rosja musiałaby go uznać za nowego prezydenta Ukrainy. Przed tym politykiem stoi bardzo ciężkie – o ile wręcz nie beznadziejne – zadanie wyciągnięcia kraju z głębokiego kryzysu politycz nego i gospodarczego. Sikorski i Steinmeier liczą więc na to, ?że jeśli Zachód zaniecha nałożenia kolejnych sankcji na Rosję, da ona szansę na uwiarygodnienie się ukraińskiego polityka w jej oczach.
Czy jednak realizm w tym przypadku nie oznacza ?po prostu naiwności? ?W opublikowanej w poniedziałek rozmowie z „Rzeczpospolitą" John McCain stwierdził, że mało stanowcza polityka Baracka Obamy rozzuchwaliła Moskwę. Zimnowojenna retoryka republikańskiego senatora bywa przesadna, ale w tym przypadku fakty przemawiają za jego argumentami: żadne zachodnie naciski nie skłoniły Kremla do wycofania się z Krymu. Trudno zatem się spodziewać tego, że złagodzenie kursu Zachodu wobec Rosji sprawi, iż Władimir Putin zaprzestanie traktowania obecnych ukraińskich władz jak wroga.
Kiedy 4 czerwca ?w Warszawie świętowano 25-lecie III RP, w Moskwie Siergiej Ławrow w swoim wystąpieniu podczas spotkania z członkami jednego z think tanków ?za wydarzenia na Ukrainie obwinił Amerykę i jej sojuszników. Kreml wciąż czuje się bardzo pewny siebie. Zachód musi więc tę pewność osłabić. Na razie jednak nie widać, żeby miał w tej sprawie jakiś pomysł, który mógłby przynieść pożądany skutek.