Reklama
Rozwiń

Prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala: Koniec z manią wielkości

Ta spółka jest jak ciężka lokomotywa: jak się rozrusza to pędzi, ale gdy zahamuje to długo zwalnia i trudno ją potem na nowo rozpędzić – mówi prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala.

Aktualizacja: 17.09.2017 21:57 Publikacja: 17.09.2017 21:08

Prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala: Koniec z manią wielkości

Foto: materiały prasowe

Rz: Do grudnia jeszcze daleko, ale już teraz pojawiają się głosy, że Polskiej Grupie Górniczej zabraknie pieniędzy na wypłatę pracownikom nagrody barbórkowej. To możliwe?

to kłamstwo. Mamy zabezpieczone pieniądze na wypłaty dla górników – zarówno na bieżące wynagrodzenia, jak i na Barbórkę. Sytuacja spółki jest stabilna i nie możemy mówić o braku płynności finansowej. Otrzymaliśmy spory zastrzyk gotówki od inwestorów przy zakupie aktywów Katowickiego Holdingu Węglowego, dzięki czemu inwestujemy, rozwijajmy się, a do tego wciąż oszczędzamy.

Jednak do pełnej stabilności jeszcze daleka droga. Wystarczy wspomnieć nieustające problemy z wykonaniem planu wydobycia. Biorąc pod uwagę zwiększone zapotrzebowanie energetyki na węgiel w 2018 r., przyszły rok będzie jeszcze trudniejszy.

To prawda, że energetyka zawodowa zwiększyła zapotrzebowanie na nasz węgiel. To dla nas spore wyzwanie. Nie możemy z dnia na dzień zwiększyć produkcji, w górnictwie jest to niemożliwe. Obecnie, dzięki dodatkowym ścianom w kopalniach, kopiemy 131 tys. ton węgla na dobę. Moce te zostaną zwiększone przez kolejne inwestycje, na które tylko w tym roku wydamy w sumie 1,6 mld zł. Nie możemy jednak podejmować żadnych ryzykownych decyzji. Ze wszystkich stron słyszymy: kopać, kopać, kopać. A zbyt szybkie działania mogą się skończyć utratą frontów wydobywczych. Tak jak w kopalniach Katowickiego Holdingu Węglowego, gdzie w ostatnich trzech latach mieliśmy do czynienia z otamowaniem ośmiu ścian na skutek zagrożenia pożarowego, co kosztowało spółkę około 800 mln zł.

Dlaczego nie doszacowano w biznesplanie PGG zapotrzebowania energetyki na węgiel? Przecież o tym, że ruszą nowe bloki węglowe, wiadomo od dawna.

Z energetyką mamy podpisane umowy i wiemy, kiedy będziemy realizować dostawy do nowych bloków. Obecny wzrost zamówień w przeważającej części nie jest z tym związany. PGG jest jak ciężka lokomotywa – jak się rozrusza to pędzi, ale gdy zahamuje to długo zwalnia i trudno ją potem na nowo rozpędzić.

Czyli energetyka ma się nastawić na import czarnego paliwa?

Z umów z energetyką zawodową z pewnością się wywiążemy. Natomiast firmy, które jak dotąd korzystały z zakupów węgla importowanego po cenach spotowych, nie mogą oczekiwać od nas, że dostarczymy im tyle surowca, ile tylko zechcą. Na takie ryzyko się decydowali, nie podpisując z nami kontraktów, a koncentrując się na zakupie węgla za granicą, który kiedyś był tańszy od naszego, a dziś jest droższy. Natomiast decyzje importowe to prywatne decyzje naszych odbiorców. Ja nie postrzegam tego jako problemu. PGG potrzebuje przede wszystkim stabilizacji, nawet jeśli przejściowo ma to oznaczać zwiększenie importu węgla.

Chodzi o stabilny poziom wydobycia?

Tak, to bardzo ważne. Nie ma sensu gwałtownie inwestować w zwiększenie produkcji, bo pełne efekty zobaczymy dopiero za dwa–trzy lata. A jeśli wtedy będzie nadpodaż węgla na rynku? To znów będziemy ścinać wydobycie, ograniczać zatrudnienie i wyprzedawać zwały za bezcen? Rynek energii w Europie zmierza w kierunku odnawialnych źródeł, gazu, energii jądrowej i my powinniśmy zauważać te trendy w naszych planach produkcyjnych.

Innymi słowy – rynek węgla nie jest rozwojowy. To zaskakująca wypowiedź z ust prezesa największego producenta węgla kamiennego w Unii Europejskiej...

Nie ma w tym nic dziwnego. Grzechem wielu poprzednich zarządów spółek węglowych była mania wielkości. Za tą manią stały decyzje, które później pozostały jedynie kosztem. PGG powinna wydobywać węgiel, a nie budować elektrownie czy angażować się w jeszcze inne wielkie przedsięwzięcia. Węgiel pozostanie jeszcze długo podstawą niezależności polskiej energetyki, ale coraz większe znaczenie w Polsce będą miały elektrownie o niskich kosztach stałych – jądrowe czy gazowe. To tego typu siłownie, a nie elektrownie węglowe, powinny wyrównywać nam nagłe skoki zapotrzebowania na energię.

Pokutuje brak krajowej strategii energetycznej?

Dla PGG podstawą są informacje – ile węgla będzie potrzebować krajowa energetyka oraz jaka może być cena surowca. To da nam tak potrzebną stabilizację i pomoże planować inwestycje na kolejne lata. Pomoże też całemu zapleczu górniczemu, w tym producentom maszyn, którzy dziś są zasypywani zleceniami i trudno jest im po trzech latach stagnacji nagle sprostać zwiększonym zamówieniom. Dążymy też do tego, by mieć rezerwowe fronty wydobywcze, które w razie problemów geologicznych w innych kopalniach mogą nam dać 10–15 proc. rocznego wydobycia.

To jednak pieśń przyszłości. Zanim powstaną rezerwy, PGG musi uporać się z obecnymi zleceniami. O planie wydobycia 32 mln ton węgla w tym roku możemy już chyba zapomnieć?

Ciągle o to walczymy. Analizujemy sytuację i podamy wkrótce nasze prognozy wydobywcze na ten rok. Za rok zaowocują realizowane teraz inwestycje. Pracujemy też nad wydajnością ścian, zapewniamy im najnowocześniejszy sprzęt, ujednolicamy przy tym urządzenia pod ziemią, by były łatwiejsze w serwisie. Rozmawiamy obecnie z ciepłownictwem na temat umów długoterminowych z wbudowanymi ścieżkami cenowymi. To bardzo ułatwi nam planowanie wydobycia i sprzedaży na kolejne lata.

Liczy pan na to, że inne kontrolowane przez państwo spółki węglowe pomogą załatać tę wydobywczą lukę w PGG?

Trudno mieć takie oczekiwania, skoro sami dobrze wiemy, że w poprzednich latach również tam ograniczano inwestycje. Ponadto spółki te mają inne priorytety. Na przykład Jastrzębska Spółka Węglowa podjęła decyzję o zwiększeniu wydobycia węgla koksowego kosztem energetycznego, a Lubelski Węgiel Bogdanka zakłada utrzymanie produkcji na stałym poziomie przez najbliższe lata. Ja rozumiem zarządy tych firm. Każdemu z nas zależy na ustabilizowaniu sytuacji na rynku węgla.

Górniczy związkowcy przekonują, że skoro brakuje węgla na rynku to można wskrzesić likwidowane kopalnie albo przynajmniej nie zamykać takich zakładów jak Sośnica. Co pan na to?

Istotą jest zdolność kopalni do efektywnego i ekonomicznego wydobywania węgla. Jeśli taką zdolność kopalnia traci to nie mówimy o zamykaniu, ale o zakończeniu eksploatacji.

Pierwsze półrocze PGG zamknęła z niewielkim zyskiem netto, sięgającym 8 mln zł. W drugiej połowie roku też wyjdziecie na plus?

Dokładamy wszelkich starań, aby osiągnąć wynik dodatni.

Analitycy przewidują kilkuprocentowy wzrost cen węgla energetycznego na polskim rynku w 2018 r. To możliwe?

Nie wykluczamy takiego scenariusza, ale pamiętajmy, że szereg przewidywań sprzed roku się nie sprawdziło.

CV

Tomasz Rogala jest prezesem Polskiej Grupy Górniczej od maja 2016 r. Wcześniej przez ponad dwa miesiące kierował Kompanią Węglową, której kopalnie przeszły pod skrzydła PGG. W poprzednich latach prowadził kancelarię prawną. Jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku