Korespondencja z Brukseli
Punkt szczytu UE dotyczący odnowienia kadencji Donalda Tuska zajął niespełna pół godziny. W czwartek w Brukseli wszystkich 27 przywódców, poza polską premier, było za powierzeniem mu tej wysokiej funkcji. To wydarzenie bez precedensu w historii UE, by na jedno z najważniejszych stanowisk mianować polityka wbrew krajowi jego pochodzenia. Ale jest też sytuacją bez precedensu, by rząd blokował przedstawiciela swojego kraju. A zdarzało się w przeszłości, że takie funkcje obejmowali politycy z partii opozycyjnej.
– Będę robić wszystko, żeby uchronić polski rząd przed polityczną izolacją – zapowiedział Tusk. Ocenił, że wybór jego osoby na drugą kadencję jest dobry dla Polski.
W czasie dyskusji na szczycie w punkcie poświęconym Tuskowi głos zabrała wyłącznie polska premier, która wyjaśniała, dlaczego nie może go poprzeć. Potem premier Malty Joseph Muscat zapytał, czy ktoś oprócz niej jest przeciwny odnowieniu mandatu dotychczasowego przewodniczącego, i nikt nie podniósł ręki. Po głosowaniu Szydło oznajmiła, że nie zaakceptuje konkluzji szczytu, czyli dokumentu końcowego, w którym zawarte są wszystkie ustalenia przywódców. Prawnego znaczenia to jednak nie ma, bo decyzja w sprawie Tuska i tak jest ważna.
Szydło uznała wybór Tuska za prymat siły nad zasadami. Według niej decyzja powinna zapaść jednomyślnie, choć traktat przewiduje w tej sprawie głosowanie większościowe. – Mówiłam innym przywódcom, że kiedyś oni mogą znaleźć się w podobnej sytuacji, więc żeby się zastanowili – relacjonowała polska premier. Premier została w Brukseli na kolejny dzień, żeby uczestniczyć w spotkaniu 27 państw poświęconym przyszłości Unii po Brexicie. Nie zamierza też kwestionować legalności przyszłych unijnych szczytów pod wodzą Tuska.