Można powiedzieć, że miała w życiu szczęście. Nie tylko dlatego że udało się jej wydostać z Pawiaka, gdzie wielokrotnie przesłuchiwana była przetrzymywana przez siedem miesięcy w 1942 roku oskarżona przez hitlerowców o pomoc rodzinie żydowskiej.
Przeżyła też powstanie warszawskie, w którym była łączniczką dowództwa batalionu „Kiliński” aż do ostatnich dni walki. A w PRL–u nie wypominano jej ziemiańskiego pochodzenia i ojca, który był adiutantem jednego z najwybitniejszych generałów II RP.
Jako aktorka też miała szczęście. Wprawdzie z czynnego życia zawodowego wycofała się prawie dekadę temu, ale wciąż cieszyła się sympatią kolejnych pokoleń. Stało się tak głównie za sprawą roli sprzed półwiecza, w ciągle przypominanym, bo ciągle aktualnym serialu „Wojna domowa” Jerzego Gruzy.
Zagrała w nim ciotkę nastoletniej Anuli. I zaprezentowała najlepsze cechy swojego nowoczesnego – nie tylko na tamte czasy – aktorstwa, ów specyficzny rodzaj dystansu do kreowanych przez siebie bohaterek, co pozwalało wydobyć z nich cechy często zupełnie nieoczekiwane.