Korespondencja z Brukseli
W poniedziałek ministrowie około 20 państw unijnych, w tym Antoni Macierewicz, podpiszą dokument uruchamiający tzw. stałą strukturalną współpracę w dziedzinie wojskowej (PESCO).
– Unia próbowała tego wiele razy. Po raz pierwszy inicjatywa może zakończyć się sukcesem – mówi Sophia Besch, ekspertka think tanku Centre for European Reform w Londynie. Również dlatego, że do zainicjowanej przez Francję i Niemcy współpracy w ostatniej chwili zdecydowała się jednak dołączyć Polska, kraj ważny z uwagi na swoje położenie geograficzne, a także na siłę wojskową. Rząd wahał się przez ostatnie miesiące, ale ostatecznie uznał, że inicjatywa w obecnej formie, po wyjaśnieniu kilku istotnych dla nas wątpliwości, zasługuje na poparcie.
– Gra o równowagę strategiczną jeszcze się nie zakończyła. Ale chcemy ją prowadzić wewnątrz PESCO – powiedział „Rzeczpospolitej" Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich.
Odstrasza nadal NATO
PESCO na razie opisana jest dość ogólnie, o szczegółach będą decydować państwa, które w poniedziałek notyfikują swój w niej udział. Nie będzie to 28 członków UE, bo PESCO nie jest obowiązkowa: traktat przewiduje, że współpracę w tej dziedzinie może prowadzić mniejsza grupa krajów, pod warunkiem że na każdym etapie będzie ona otwarta dla innych. Oczywiście im wcześniej przystąpi się do PESCO, tym więcej szans na wpływanie na jej kształt, co zresztą uznał polski rząd. Nieoficjalnie dyplomaci w Brukseli mówią o grupie około 20 państw, która obejmuje na pewno największe, czyli Niemcy, Francję, Włochy, Hiszpanię i Polskę. Do PESCO mogą też przystąpić kraje neutralne, które nie są członkami NATO. Austria już zapowiedziała, że zrobi to w poniedziałek, Irlandia ma dołączyć później.