Komisja Europejska zdecydowała w środę o uruchomieniu art. 7 traktatu unijnego wobec Polski. Wiceszef Komisji Frans Timmermans, który poinformował o tej decyzji, podkreślił, że KE daje Polsce trzy miesiące na wprowadzenie rekomendacji dotyczących praworządności.
Art. 7.1 unijnego traktatu mówi, że na uzasadniony wniosek jednej trzeciej państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego lub Komisji Europejskiej, Rada UE (składająca się z przedstawicieli wszystkich państw członkowskich) większością czterech piątych, po uzyskaniu zgody PE, może stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez kraj członkowski wartości unijnych. Przed dokonaniem takiego stwierdzenia Rada wysłuchuje dane państwo, i stanowiąc zgodnie z tą samą procedurą, może skierować do niego zalecenia.
- To jest symbol tego, co zrobił PiS z polską polityką europejską: twierdził, że była na kolanach, a teraz już leży na łopatkach, dlatego że Polska walczyła i była tak naprawdę częścią sześciu największych państw, które podejmowały decyzje w Unii Europejskiej, dzisiaj staje się protektoratem Viktora Orbana - skomentował tę decyzję Paweł Zalewski. - To od Viktora Orbana zależy podjęcie kluczowej decyzji (...), jeżeli chodzi o interesy polskie - dodał.
Aby dany kraj mógł być objęty przewidzianymi w art. 7 sankcjami, w tym zawieszeniem prawa do głosowania na forum UE, zielone światło musi dać jednomyślnie szczyt unijny. Węgry jednak informowały, że nie poprą sankcji wobec Polski. Ewentualne sankcje, po jednomyślnej decyzji krajów UE na szczycie, uchwalane są przez kraje członkowskie większością kwalifikowaną.
Według byłego europosła w Polsce "dzisiaj mamy protektorat węgierski". - Uzależnianie pozycji Polski - dumnego, czterdziestomilionowego kraju - od premiera, który jest dyktatorem w swoim państwie, premiera sympatycznego historycznie kraju, ale dzisiaj wprowadzającego politykę autorytarną wewnątrz siebie, jest hańbą - stwierdził.