Rz: Mimo dywersyfikacji biznesu po połączeniu z PEP Polenergia nadal jest postrzegana jako spółka stawiająca na rozwój zielonej energetyki, głównie lądowych farm wiatrowych. Zmiany regulacji wymuszą modyfikację strategii?
Jacek Głowacki: Połączeniu aktywów energetycznych w jednej grupie od początku przyświecała idea zrównoważenia naszego portfela biznesowego. Dziś jesteśmy spółką, której wynik EBITDA w połowie jest generowany przez segment energetyki konwencjonalnej, czyli Elektrociepłownię Nowa Sarzyna, a także dystrybucję i obrót. Druga połowa to energetyka odnawialna. Rzeczywiście, budowę wartości spółki w kolejnych latach opieraliśmy na rozwoju tego segmentu. Dwa akty prawne, czyli nowelizacja ustawy o OZE (od 1 lipca) i tzw. ustawa odległościowa (od 15 lipca) w sposób istotny zredefiniowały regulacje dla tych źródeł. Bo z jednej strony niemal całkowicie wyeliminowano możliwość budowy nowych elektrowni wiatrowych na lądzie, z drugiej zaś wprowadzono nowy aukcyjny system dla nowych źródeł OZE, pozostawiając dotychczas wybudowane elektrownie w dotychczasowym systemie wsparcia, opartym na zielonych certyfikatach.
Ustawa odległościowa bezpośrednio w was uderzyła. Zdecydowaliście się na odpis, ale jest on znacząco niższy niż w PGE czy nawet w Enerdze, mimo że macie spory portfel już działających farm i jeszcze więcej mocy planowanych. Z czego to wynika?
Posiadamy projekty o mocy ok. 400 MW w tzw. fazie dewelopmentu, ale jeszcze przed uzyskaniem pozwolenia na budowę. Ze względu na wejście ustawy odległościowej w życie musimy wstrzymać przy nich prace i dokonać odpisu na ponad 50 mln zł. Nie decydowaliśmy się na szacowanie wpływu potencjalnie wyższych kosztów eksploatacji istniejących farm wiatrowych, wynikających z podwyższenia dla nich podatku od nieruchomości. Dysponujemy opiniami prawnymi wskazującymi na niejednoznaczność zapisów wspomnianego dokumentu w tym zakresie. Uważamy też, że nie mogło być intencją ustawodawcy dyskryminowanie jednej z technologii, w tym wypadku elektrowni wiatrowych, przez nakładanie na nie wyższych podatków. Nie jest jednak tak, że obecne regulacje nie pozwalają nam w ogóle na rozwój segmentu OZE. Bo aukcyjny system wsparcia, którego wejścia w życie spodziewaliśmy się od dawna, nie ogranicza rozwoju energetyki wiatrowej na morzu. Opierając się na nim, chcemy rozwijać projekty naszych farm na Bałtyku o łącznej mocy ok. 1,2 GW. Mamy też projekty lądowe na ok. 260 MW z pozwoleniami na budowę, przygotowane do startu w pierwszej aukcji. Dla nich ustawa odległościowa jest neutralna.
Aukcje są jednak tak skonstruowane, że może dla „koszyka" wiatraków zabraknąć miejsca.