Hiszpański parlament będzie po niedzielnych wyborach niezwykle rozbity. Po obliczeniu 90 proc. głosów, wygrywa Partia Ludowa (PP) uzyskując 122 deputowanych w 350-osobowym parlamencie. To zdecydowanie poniżej większości. Socjalistyczna PSOE mogłaby liczyć na 93 mandaty - najmniej w swojej historii. Za to lewacka, populistyczna Podemos dostałaby aż 69 deputowanych, a ultraliberalna Ciudadanos - 40. W tak rozbitym parlamencie bardzo trudno będzie utworzyć stabilny rząd.
Gniew narastał od czterech lat
Jeszcze dwa lata temu ani Podemos, ani Ciudadanos właściwie się nie liczyły. Dlaczego takim przebojem podbiły hiszpańską scenę polityczną?
– To się zaczęło dużo wcześniej, od wielkich manifestacji 15 maja 2011 r. „oburzonych", straconego pokolenia młodych Hiszpanów, którzy z powodu wielkiego kryzysu finansowego poczuli, że nie mają żadnych perspektyw na przyszłość. Ten ruch stopniowo rósł w siłę, aż w końcu przekształcił się w dwa ugrupowania, które obalą obecny system – mówi „Rz" Francisco Camas, analityk polityczny Metroscopii.
Przepaść pokoleniowa jest rzeczywiście szokująca. O ile średni wyborca PP ma 60 lat (tyle samo, co lider partii i odchodzący premier Mariano Rajoy), a PSOE – 54 lat, o tyle przeciętny wiek wyborcy Ciudadanos to 44 lata, a Podemos – 38 lat.
– Na Podemos głosują przede wszystkim młodzi bezrobotni, na Ciudadanos – młodzi, którym udało się znaleźć zajęcie. PP i PSOE to zaś głównie partie urzędników, emerytów, gospodyń domowych. Ludzi, którzy bronią obecnego systemu, bo wciąż z niego korzystają. Klęska tradycyjnych partii byłaby totalna, gdyby nie to, że tak jak w reszcie Europy, hiszpańskie społeczeństwo szybko się starzeje. Ci, którzy mają ponad 55 lat, stanowią 40 proc. wyborców, podczas gdy osoby w wieku od 18 do 34 lat – tylko 21 proc. Ale żadna partia bez poparcia młodych nie ma przyszłości – mówi Camas.