Kanclerz wyciągnęła z tego wnioski. Porozumienie, jakie zawarła z autorytarnym reżimem tureckiego prezydenta Recepa Erdogana, oznacza co prawda odsunięcie na bok „europejskich wartości", jakie przez lata forsowała. Pozwoliło jednak radykalnie ograniczyć napływ uchodźców: w kwietniu dotarło ich do Niemiec tylko 16 tys., sześć razy mniej niż w szczycie migracyjnej fali.
Merkel chce także szybko przeforsować w Bundestagu nową ustawę o integracji przyjezdnych, która uzależni przyznanie im zasiłków od nauki języka i prób podjęcia pracy, a także zabroni lokalizacji mieszkań socjalnych tak, aby w niemieckich miastach powstały nowe muzułmańskie getta.
– Musimy wyciągnąć wnioski z przeszłości, kiedy stracono bardzo dużo czasu, zanim zaczęto integrować tureckich imigrantów. Tego najczęściej nie da się już odrobić – uważa prof. Giesecke.
Ale Niemcy oczekują o wiele bardziej radykalnych działań, bo postrzegają islam jako religię obcą, jeśli nie wrogą. Z sondażu przeprowadzonego przez francuski dziennik „Le Figaro" wynika, że dla 43 proc. kult Allaha jest „zagrożeniem". A ankieta dla „Bilda" pokazuje, że tylko 22 proc. Niemców uważa islam za religię, która „należy" do ich kraju, 61 proc. zaś sądzi, że na ziemi niemieckiej „nie ma dla niej miejsca".
W znacznym stopniu takie podejście wynika z niewiedzy – 82 proc. Niemców przyznaje, że nie utrzymuje znajomości z żadnym muzułmaninem, choć ich liczba, ponad 5 milionów, jest już bardzo poważna. Ale i wyznawcy Allaha czynią wiele, aby potęgować strach w niemieckim społeczeństwie. Arabia Saudyjska zapowiedziała, że zbuduje w RFN 200 meczetów, w których będzie promowana najbardziej radykalna wersja islamu – wahabizm. Z kolej Turcja wysłała ponad 900 imamów, którzy, jak polecił sam Erdogan, mają zapobiec zbyt szybkiej integracji muzułmanów z resztą społeczeństwa.
To wywołuje coraz ostrzejsze reakcje. Bawarska CSU, siostrzana partia CDU Merkel, chce wprowadzić zakaz finansowania meczetów przez obce kraje i wymusić kształcenie imamów na jednym z czterech niemieckich uniwersytetów, które się w tym specjalizują. Jeszcze dalej idą postulaty radykalnej Alternatywy dla Niemiec (AfD), która forsuje zakaz budowy minaretów, nawoływania przez muezinów na modły i zakrywania przez kobiety twarzy. Populistyczna partia ma już poparcie 15 proc. wyborców, przez co stała się w krótkim czasie trzecią siłą polityczną kraju po SPD (20 proc.) i CDU (33 proc.).