Nawet w szanowanej BBC zdarzył się news na temat wyjątkowo obfitych zbiorów spaghetti w Szwajcarii, a jedna z amerykańskich stacji telewizyjnych donosiła kiedyś o odkryciu geniusza baseballu, który uczył się tej sztuki w tybetańskim klasztorze. Hiszpanie zaś ogłosili raz, że nie nadążają z produkcją butelek do wina i klienci muszą przychodzić po trunek z własnymi wiadrami. Uwierzylibyście? W ten ostatni pewnie raczej nie. Nic bardziej mylnego. Może niektórych to zdziwi, ale z własnymi pojemnikami po wino naprawdę zapraszał w latach 50. ubiegłego wieku norweski państwowy monopol winny. I nie myślcie, że nikt się nie pojawił.
Niezależnie od tego, jakim żartem od rana was uraczono, ja potraktuję dzisiejszą rekomendację równie serio co zwykle. A wybrałem coś naprawdę wyjątkowego. Prosto z Hiszpanii. A dokładnie z Katalonii, której szczególną chlubą są dwa regiony – Priorat oraz Penedes.
Priorat to przykład niebywałej kariery ostatnich lat. Wino w te strony przywieźli w XII wieku mnisi z zakonu kartuzów. Nie pochodzili jednak ze znanej w Polsce kaszubskiej miejscowości, lecz z okolic francuskiego Grenoble. Wielka Kartuzja (La Grande Chartreuse) z XI wieku była ich tamtejszą pierwszą osadą. W Prioracie, u stóp góry Montsant, kartuzi założyli klasztor Cartoixa d'Scala Dei. Wytwarzane przez zakonników i później również świeckich producentów wino cieszyło się ogromną popularnością. Jednak pod koniec XIX wieku pasmo sukcesów przerwała epidemia filoksery. Winnice podupadły, rzemieślnicy się rozjechali i winny duch zaginął.
Prace wznowiono dopiero 60 lat temu. Na nowo odkryto potencjał gleby i klimatu regionu Priorat. Niezwykłą koncentrację smaku owoców, których plony w tutejszych winnicach są naprawdę niewielkie.
W 1997 roku zawiązał się projekt winnicy La Conreria d'Scala Dei. Jednym z założycieli był enolog z 20-letnim doświadczeniem Jordi Vidal, którego być może kojarzycie z opisywanymi już przeze mnie winami Finca Mores. Oprócz niego mamy pochodzącego z Tarragony Jaume Sabatera oraz pewnego księdza.