Kilka dni temu rząd przyjął projekt zmian w ustawie o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Dotyczą nie tylko szkoły, ale i sądownictwa. Najważniejsza jest o naborze na urząd asesora i sędziego. Podstawą wyłaniania kadry sędziów mają być aplikanci KSSiP. Podoba się panu ten pomysł?
Fryderyk Zoll: Co do zasady tak. Tych zmian dokonuje się jednak w sytuacji bardzo trudnej dla sądownictwa. Bo np. sam pomysł przyznania najlepszym aplikantom szkoły pewnych przywilejów w ubieganiu się o urząd najpierw asesora, a potem sędziego nie byłby i nie jest zły. Skoro państwo przez lata płaci za ich naukę, powinno wziąć na siebie zapewnienie im dostępu do urzędu. Ale kiedy dostrzeżemy, że asesora bez konkursu powoływać będzie na czas nieoznaczony minister sprawiedliwości, to nie może być mowy o akceptacji takiego rozwiązania.
W tym, że to minister sprawiedliwości będzie powoływał asesorów, widzi pan zagrożenie dla niezawisłości sędziów?
Ogromne. Wiemy dziś, że wolnych jest ok. 600 etatów sędziowskich. Patrząc na zmiany i ich tempo, możemy przypuszczać, że to właśnie mianowani przez ministra asesorzy je obejmą. Nawet jeśli będą to doskonale wykształceni ludzie, to ich los i tak będzie zależał od ministra sprawiedliwości.
Jak pan ocenia działalność samej szkoły?