Rz: Czy w środowisku jest pan znany jako rysownik?
Arkadiusz Krupa: Część osób rzeczywiście mnie kojarzy. Kiedyś jeden skazany mimo dość surowego wyroku po rozprawie powiedział, że lubi moje rysunki. Zrobiło mi się miło, choć orzekam w małym sadzie w małym miasteczku. Tam sędziowie nie są anonimowi.
Skąd wzięło się u pana rysowanie?
Rysowałem od dziecka, jak każdy z nas. W liceum polonistka zaprowadziła mnie na lekcje do lokalnego artysty, ale akademickiego wykształcenia w tym kierunku nie mam. Można powiedzieć, że jestem samoukiem. Nas studiach miałem jeszcze czas na rysowanie, a potem już coraz mniej. Do rysowania wróciłem już po aplikacji, kiedy zostałem sędzią, w ramach odreagowania od pracy. Chciałbym rysować lepiej. Kreska jest darem od Boga i trzeba ją ćwiczyć. Rysunek z dymkiem w formacie A4 powstaje szybciej niż obraz na płótnie. Jest też wygodniej, bo można go narysować chociażby na szkoleniu. Z jednej strony moje rysunki są więc proste; z drugiej trudniejsze od tradycyjnych obrazów, bo trzeba mieć pomysł. Komentuję przecież w nich rzeczywistość. Cieszę się, że są drukowane w „Rzeczpospolitej", bo w internecie to nie to samo. Jestem przywiązany do papieru. Wcześniej publikowałem też w piśmie szczecińskich środowisk „In gremio".
Ale pana profil na FB jest popularny wśród internautów.