Na czwartym roku współpracowałem z biurem pełnomocnika rządu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Zajmowałem się więc prawami człowieka, ale po drugiej stronie. Broniłem działań rządu. Moim szefem był wówczas prof. Krzysztof Drzewicki.
Ma pan też doświadczenie z pracy w kancelarii prawnej.
Rzeczywiście, ostatni rok studiów pracowałem w kancelarii. Potem miałem roczną przerwę – wyjechałem do Budapesztu na studia LLM (prawo konstytucyjne porównawcze) na Central European University. Świetnie pamiętam zajęcia prof. Wiktora Osiatyńskiego. Po powrocie znów pracowałem w dużej kancelarii. Zajmowałem się rynkami kapitałowymi, fuzjami i przejęciami. Jednocześnie odbywałem aplikację radcowską i studia doktoranckie. Zorientowałem się, że mam już za dużo obowiązków, musiałem wybierać. Odszedłem z kancelarii i zrezygnowałem z aplikacji, nawiązałem współpracę z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Skupiłem się na uczelni oraz na rozwoju Programu Spraw Precedensowych w fundacji.
Co pana przyciągnęło do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka?
Miałem potrzebę pomocy innym i tworzenia czegoś własnego. Rozpoczynając pracę w fundacji, nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele problemów społecznych jest w Polsce. Czułem satysfakcję za każdym razem, gdy doprowadziłem do tego, że naruszający prawa człowieka poniósł tego konsekwencje. W prawach człowieka inspiruje też to, że cały czas trzeba się uczyć, że trzeba znać przepisy z różnych dziedzin.
Jak pan traktuje funkcję rzecznika praw obywatelskich?