Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy posiadania broni palnej zgodni są w jednym: musi być zarejestrowana. Nigdzie niezewidencjonowana broń palna stanowi duże zagrożenie dla społeczeństwa, gdyż policja nie dysponuje materiałem porównawczym wystrzelonych z niej pocisków, posiadacz nie jest zainteresowany właściwym jej zabezpieczeniem, a obrót i miejsce jej przechowywania nie podlega żadnej kontroli władz. Mało kto uświadamia sobie przy tym, jak wielu Polaków – świadomie lub nie – ma dostęp do niezarejestrowanej (czytaj: nielegalnej) broni.
W polskim prawie obowiązuje szeroka definicja broni palnej. Uznaje się za nią nie tylko gotowe, kompletne egzemplarze pistoletów i karabinów, ale i ich „istotne elementy". Wystarczy więc posiadać zamek starego karabinu, wykopaną w ogródku lufę, szkielet pistoletu z II wojny światowej czy bębenek od rewolweru, by już wypełnić znamiona przestępstwa nielegalnego posiadania broni. Co więcej, zabronione jest posiadanie amunicji do broni palnej, a za taką uznaje się już łuskę z niezbitą spłonką czy choćby proch strzelniczy. Konia z rzędem temu, kto nigdy nie miał styczności z takimi przedmiotami. A stąd do prawdziwych problemów tylko krok. Wystarczy, iż organ policji stwierdzi ich posiadanie, by cała machina odpowiedzialności karnej ruszyła pełną parą. Możemy wtedy co najwyżej starać się wykazywać w procesie karnym, iż dany przedmiot nie jest „niebezpieczny dla życia i zdrowia", gdyż np. wykopana przez nas stara lufa jest tak zardzewiała, że nikt z niej już nigdy nie wystrzeli. W najlepszym razie cała historia skończy się dla nas przedwczesną siwizną.
Strach oddawać
Skali zjawiska nielegalnego posiadania tak rozumianej broni i amunicji nie sposób oszacować, choć z pewnością jest ono znaczące. Po dwóch wojnach światowych pozostało na terenie Polski wiele egzemplarzy broni. Większość z nich to już skorodowany złom, ale zdarzają się też starannie zakonserwowane, gotowe do użycia jednostki, odnajdywane podczas remontów czy prac ziemnych. Wykrywacze metali są obecnie dostępne dla każdego, więc również takie „wykopki" się zdarzają. Zgodnie z prawem znalazca musi taki przedmiot niezwłocznie zdać policji i co najwyżej liczyć na to, że egzemplarzem zainteresuje się jakieś muzeum. Nasz system prawny nie wprowadza czytelnych mechanizmów jej legalizacji ani nawet pozbycia się bez kłopotów. Perspektywa pozbycia się znaleziska przez poszukiwacza i wizja szeregu pytań, na które znalazca będzie musiał odpowiedzieć, skutecznie ugruntowują stan tej patologii. Stan ten można zmienić, decydując się na abolicję dla posiadaczy broni połączoną z możliwością zalegalizowania jej posiadania.
Abolicja (mylnie nazywaną czasem amnestią) polega na czasowym wyłączeniu ścigania i karalności przestępstwa. W odniesieniu do broni – pod warunkiem jej dobrowolnego ujawnienia. Po środek ten sięgają z powodzeniem inne kraje. W Czechach nastąpiły trzy abolicje w latach 1996, 2003 i 2009, wskutek których oddano ponad 150 tys. sztuk broni. Jeszcze lepsze wyniki miała Szwecja, bo tam w trzech takich akcjach w ciągu 20 lat (1993–2013) przejęto ponad 40 tys. sztuk broni i ponad 60 ton amunicji. Również londyńska policja regularnie zbiera w ten sposób nielegalną broń.
Już samo policzenie pomoże
Abolicja nie jest również obca naszemu krajowi – w 1999 r. , przez 90 dni od wejścia w życie ustawy o broni i amunicji, można było uniknąć kary, dobrowolnie zdając broń i amunicję do depozytu.