Władysław Frasyniuk jest odważnym człowiekiem. Siedział w ciężkim więzieniu, a mir miał nawet u recydywy. Jako jeden z nielicznych dotrzymywał kroku młodszemu pokoleniu maszerującemu ulicami polskich miast w roku 1988. Reszta sławnych działaczy wolała wtedy knuć po cichu i uprawiać gabinetową politykę, która w końcu zaowocowała porozumieniem przy Okrągłym Stole. Potem, w latach 90., z brawurą potrafił zaatakować władze własnej partii, nawet samego Tadeusza Mazowieckiego. Bo uważał, że prowadzą partię na manowce. Miał też odwagę, w odróżnieniu od wielu politycznych kolegów, żyć w oddaleniu od polityki.
Znając dziś losy tamtej formacji politycznej – miał zresztą rację... Tyle że środowisko dawnej Unii Demokratycznej, później Wolności, związane z „Gazetą Wyborczą", będące obiektem nienawiści prawicy przez całe klata 90. aż do dziś, wcale nie wyciągnęło wniosków z przemian, które samo w Polsce sprowokowało, a potem przeprowadziło. I dlatego obecne próby wskrzeszenia dawnego etosu nie mają szans powodzenia.
Dawny salon
Najbardziej charakterystyczne dla tych historycznych pomyłek dawnego opozycyjnego salonu (nazwy tej używają i przeciwnicy, i sami jego uczestnicy) było stwierdzenie Adama Michnika dotyczące szans Bronisława Komorowskiego na reelekcję w wyborach prezydenckich. Jego zdaniem, wyrażonym w programie Tomasza Lisa, były prezydent mógłby kolejne wybory przegrać tylko wtedy, gdyby „pijany przejechał na pasach zakonnicę w ciąży". To proroctwo się nie sprawdziło, ale najważniejsze jest to, o jakim stanie ducha związanych z Komorowskim elit świadczyło. Było to przekonanie o moralnej racji, zamkniętej w ogólnym dbaniu o demokrację i we własnej chwalebnej przeszłości.
Hodowla PiS
Niezrozumienie realiów i zgrzebności zwykłego życia zwykłych obywateli jest niestety znakiem firmowym polskiej polityki od samego początku lat 90. Przekonanie, że do rzeczy trudnych i niepopularnych „wynajmiemy sobie fachowca" w rodzaju Leszka Balcerowicza, doprowadziło zresztą do zniknięcia z politycznej sceny Unii Wolności, a potem jej ostatniego przyznającego się do tamtego etosu polityka – Bronisława Komorowskiego. A w konsekwencji wyhodowanie „na własnym łonie" PiS-u, karmiącego się nienawiścią do tamtych elit.
Dlaczego dzielnym ludziom ze starej korowskiej opozycji nie udały się polityczne plany w wolnej Polsce? Najkrótsza odpowiedź to porównanie dwóch antypisowskich protestów: poniedziałkowej kontrmiesięcznicy i czarnego protestu z października 2016 roku. To hasło walki z PiS w konkretnej sprawie – naruszania praw kobiet i zaostrzania prawa – miało zdolność mobilizowania dużych grup społecznych, prowadzenia internetowych akcji i w efekcie masowego protestu.