Polska przegrywa w Brukseli, bo poświęca wszystkie siły na osiągnięcie symbolicznych celów. A wtedy nie jest już w stanie zadbać o swoje realne potrzeby.
Na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi we Francji Komisja Europejska przyjęła bardzo niekorzystny dla naszego kraju projekt zmiany dyrektywy o pracownikach delegowanych, który może poważnie zaszkodzić polskim firmom transportowym i budowlanym. To był prezent dla Emmanuela Macrona od Angeli Merkel za zwycięstwo nad Marine Le Pen i uratowanie Unii. Jego ukoronowaniem będzie zapewne zatwierdzenie wspomnianych zmian przez Radę UE już w niedługim czasie.
Wolta Niemiec
Do tej pory Niemcy twardo bronili pełnoprawnego miejsca Polski i innych krajów Europy Środkowej w Unii Europejskiej przed protekcjonistycznymi naciskami Paryża. Teraz zmienili zdanie – i to nie tylko ze strachu przed narastają falą populizmu u zachodniego sąsiada. W Berlinie uznano, że Warszawa i tak już bardzo korzysta na stanowisku Niemiec w sporze o Trybunał Konstytucyjny i rozlokowanie uchodźców.
I rzeczywiście, Komisja Europejska od wielu miesięcy wstrzymuje się z wnioskiem do Rady UE o ukaranie naszego kraju za łamanie zasad państwa prawa. Komisarz ds. finansowych Pierre Moscovici przyznał „Rzeczpospolitej", że Bruksela gra w tej sprawie na czas, bo wyciągnęła wnioski z próby izolacji Austrii przez okres 17 lat, co ostatecznie wzmocniło skrajną prawicę w tym kraju, a nie ją osłabiło.
W równie ślimaczym tempie trwa proces ukarania Polski, Węgier i Austrii za odmowę choćby symbolicznego wypełnienia zobowiązań sprzed dwóch lat o udziale w rozprowadzeniu uchodźców, którzy dotarli do Grecji i Włoch. Komisja Europejska nie wystąpiła jeszcze w tej sprawie do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS), a jeśli to zrobi, wyrok nie zapadnie przed upływem dwóch–trzech lat, a więc już po wyborach w naszym kraju i ukonstytuowaniu się nowego rządu.