Nie ma raczej wątpliwości, że jedną z przyczyn, dla których PiS wygrało w 2015 roku wybory parlamentarne, był strach Polaków przed uchodźcami. Kampania wyborcza przypadła bowiem na szczyt kryzysu migracyjnego i zbiegła się z decyzjami Rady UE o relokacji 160 tys. uchodźców. Jarosław Kaczyński podczas debaty w Sejmie 16 września 2015 r. ostrzegał przed imigrantami przenoszącymi „różnego rodzaju pasożyty i pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi", a które „mogą tutaj być groźne". Odnosząc się do zgody rządu Ewy Kopacz na relokację, mówił twardo, że „rząd nie ma prawa do podejmowania takiej decyzji".
Decyzja jednak zapadła. Polska we wrześniu 2015 r. zgodziła się na przyjęcie ok. 7 tys. uchodźców. Równo dwa miesiące po tamtej debacie oraz zgodzie rządu PO–PSL na relokacje – 16 listopada – zaprzysiężono nowy rząd: Beaty Szydło.
I szybko się okazało, że gabinet PiS nie jest już tak konsekwentny, jak w kampanii wyborczej. W grudniu 2015 r. – jak napisaliśmy we wtorkowej „Rzeczpospolitej" – rząd wyraził gotowość przyjęcia 100 uchodźców w ramach relokacji (65 z Grecji i 35 z Włoch). Skorzystał też z prawa do określenia preferencji w odniesieniu do uchodźców. Uznano, że możemy przyjąć m.in. osoby ze znajomością języków (polski, angielski, rosyjski, francuski oraz inne języki UE); rodziny (do pięciu osób); samotne matki z dziećmi (maksymalnie dwójką); samotne kobiety; osoby, które udowodnią jakieś relacje z Polską; przedstawicieli mniejszości religijnych. Grecja wyselekcjonowała na tej podstawie 73 osoby i ich wnioski trafiły do polskich służb.
W międzyczasie resort spraw wewnętrznych pracował nad problemem uchodźców. 12 stycznia 2016 r. przedstawił projekt rozporządzenia Rady Ministrów o relokacji w 2016 r. Zakładano przyjęcie 400 osób. Koszty z tym związane określono na 10,5 mln zł. W uzasadnieniu zapisano, że wydanie takiego dokumentu jest konieczne, by wypełnić zobowiązania wynikające z „deklaracji politycznych oraz aktów prawnych UE".
Z zapisu tego można wyciągnąć wniosek: choć PiS de facto sprzeciwiał się decyzji podjętej przez koalicję PO–PSL, to jednak jego gabinet miał pełną świadomość, że zaciągnięte zobowiązania należy wypełnić i że, jak czytamy w uzasadnieniu: „relokacje są wyrazem wewnętrznej solidarności Unii Europejskiej". Projekt dokumentu uzgodniono z innymi resortami i żaden minister nie wniósł sprzeciwu.