Prezydent Barack Obama zakończył wizytę w Niemczech w optymistycznym nastroju. Słowom o przyjaźni i wzajemnym zrozumieniu nie było końca. To kolejne przypomnienie pozycji, jaką Niemcy mają w polityce Stanów Zjednoczonych. Są kluczowe. O czym nie powinniśmy w Polsce zapominać, bo my takiej roli nie odgrywamy.
Takie „wywyższenie" Niemiec może nam się nie podobać, ale to bez znaczenia, ponieważ wynika ono z geopolityki. Niedocenianie twardego sojuszu amerykańsko-niemieckiego i gra na ewentualne zastąpienie go sojuszem polsko-amerykańskim byłaby zaklinaniem rzeczywistości, a do tego ciężkim błędem.
Bliskie więzy USA z Wielką Brytanią dają Amerykanom bufor bezpieczeństwa na wschodnim Atlantyku, ale dopiero Niemcy są prawdziwym zwornikiem Europy. Waszyngton mówi to zresztą od dawna. Prezydent USA wciąż nie ma w Europie „jednego telefonu", na który mógłby zadzwonić w kluczowej sprawie, ponieważ nie powstało państwo europejskie ani nawet jego zalążek. W takiej sytuacji dzwoni do Berlina, także w kwestiach zasadniczych dla bezpieczeństwa Polski.
Niemcy mają bowiem potencjał wystarczający do zdominowania ekonomicznego całego kontynentu, co daje im z kolei narzędzie dominacji politycznej oraz bazę do zbudowania w przyszłości potężnej armii, jeśli uznają ją za konieczną.
Pomimo niebywałych zniszczeń podczas drugiej wojny światowej i utraty niemal połowy terytorium potrafili zakumulować majątek osobisty na poziomie przewyższającym państwa, które zostały dotknięte kataklizmem w znacznie mniejszym stopniu.